Pokaż listęUkryj listę

Pięć Domen: Tom 2 - Wiatry Zmiany: cz. 45

Chmura z istnienia

 

– Zatem nie jest pan takim zwykłym strażnikiem, panie… pani… Sebil? – zagaił burmistrz Elenbrille, przerywając krępującą ciszę, która nastała, gdy wrócili do jadalni.

– Nie, w Telmonton wszyscy strażnicy są tacy – odpysknęła Bruka.

Gilbert wzdrygnął się zaskoczony. Przez moment uznał taki scenariusz za prawdziwy.

– Sebil! – zrugała ją Selekta. – Burmistrzu, Sebil Mekcheszadzi, mistyczka Zakonu Miłosierdzia w Telmonton, a obecnie na usługach cesarza. Prosiłabym o dyskrecję w sprawie jej istnienia.

– Oczywiście. Wbrew temu całemu zamieszaniu wokół Świętej bramy miasto jest… było dość postępowe i tolerancyjne w kwestii innych ras i obdarzonych darem aury. Choć ostatnio dochodzą mnie słuchy o jakimś oruńskim kapłanie głoszącym radykalne poglądy.

Sebil stłumiła szykowane pod stołem piaski. Postanowiła poczekać na rozwój wydarzeń i dać Gilbertowi szansę, zanim pomiesza mu w głowie.

– Burmistrzu, przejdźmy do rzeczy: o co chodzi z tym potworem w piwnicy. Czy to naprawdę jest księżniczka Tijanor? Co się z nią stało?

– Tak, to księżniczka – wtrącił się Hektor. – Niestety, to ona. Po tym, jak… – zająknął się. Samo wspomnienie tych potworności; ono nie pasowało, tak bardzo nie pasowało do jego wizji świata. – Jak spopieliła oddział oruńskich mieczników i dziesiątkę młociarzy, przybocznych Niedźwiedzia, popadła w szał i obróciła moc przeciwko nam. Całe szczęście Starszej Ariance udało się obezwładnić i uspokoić księżniczkę. Pomógł jakiś magiczny koń. Wiem, jak to brzmi.

– Nie musisz się tłumaczyć: pamiętaj, że przyjechałam tu z magicznym kotem w skórze strażnika – sprostowała Selekta.

– Phy! – fuknęła Sebil.

– Gdzie teraz jest ta Starsza. Czy nie miała przypadkiem na imię Atma? – Selekta próbowała jakoś poskładać te poszarpane fakty w jakąkolwiek całość.

– Nie, mistrzyni Weil, kazała mówić do siebie Sylfia, dokładniej to Pretendentka Na Widzącą Sylfioran. Odleciała do Sefalos. Twierdziła, że musi koniecznie porozmawiać ze swoją wyrocznią na temat stanu księżniczki Tijanor, jak mniemam, bo od momentu tej magicznej furii na oruńskim dziedzińcu nazywała księżniczkę Sehelem Murkira. Minęło już kilka dni, odkąd nas opuściła i poleciała za bramę.

– Niezłe bagno się porobiło…

– Dobrze ujęte, mistrzyni Weil – skomentował burmistrz.

– Czy jakieś wieści ze stolicy, ktoś szukał księżniczek? Przecież to już kilka dni, a ona rozgromiła dwie dziesiątki wojskowych! – Selekta aż rozłożyła ręce w geście niedowierzenia.

– Nie, mistrzyni Weil, żadnego posłańca, żadnej pogoni, nic i to mnie najbardziej niepokoi. Rozmawiamy o porwanych księżniczkach. – Słowo „porwanie” uwięzło Hektorowi w gardle. Uprowadzenie czyniło z niego porywacza, a kodeks rycerski był bezwzględny w tej kwestii.

– Musimy jak najszybciej odnaleźć Lejlę. Może ona będzie coś wiedziała – rzuciła Trybada. W akcie desperacji szukała czegokolwiek, co mogłaby potraktować jak kotwicę na statku z obłędu.

– Sehel, znam tę nazwę. – Sebil wyrwała się z zamyślenia. – To raczej legenda, ale ponoć po wojnie Pierwszych Matka stworzyła pięć pieczęci Sehelin, żeby zamknąć ojca Ultisa w wiecznym więzieniu. Tyle wiem, ale ta wiedza pochodzi z bajek opowiadanych młodym na dobranoc.

– Nie nam teraz rozstrzygać, co się stało z księżniczką. Musimy cierpliwie czekać na powrót Starszej, albo na stryczek – westchnął Gilbert.

– Ja nie mam zamiaru już czekać. – Hektor poderwał się spod ściany. – Cisza oznacza kłopoty nie tylko dla nas, ale i dla Cesarza. Wyruszę do Oruun niezwłocznie.

– Proszę poczekać, sir Hektorze – uspokoił go burmistrz. – Poślę kogoś do stolicy z prośbą o audiencję. Powiedzmy… w sprawie innych ras w Girzel. Temat rzeka, nikogo nie zdziwi.

– Hiltzal, niech pieśniarze się temu przyjrzą. Sam porozmawiam z wielkim mistrzem – oświadczył Wulkir.

– Niech będzie i zwiad, choć mam do nich ograniczone zaufanie.

– W takim razie my skupimy się na naszym zadaniu – zadecydowała Safonka. – Burmistrzu, proszę posłać kogoś do zajazdu „Pod Bramą”. Zostawiliśmy tam empatę. Mnich ma pomóc w zlokalizowaniu Lejli, o ile oczywiście nadal jest w mieście.

– Do którego zajazdu „Pod Bramą”? Nie wiem, czy mistrzyni zauważyła, ale motyw bramy jest stosunkowo rozpowszechniony.

– Proszę posłać tego gońca, który nas przyprowadził.

Skrzypnięcie drzwi przerwało rozmowę. Żona burmistrza z gracją weszła do izby, omiotła wszystkich wzrokiem zza barwnego wachlarza i stanęła za mężem.

– Księżniczka Holi zasnęła – obwieściła dźwięcznym altem. – Ciężko znosi stan siostry. Musi ją strasznie kochać. – Zasiadała obok Gilberta. – Jak poszły… Odwiedziny? – zapytała i ułożyła usta w jeden z tych sztucznych salonowych uśmiechów.

– Dobrze, że jesteś, Margi. Przy tobie czuję się znacznie spokojniej. – Złapał i pocałował dłoń żony. – W podziemiach doszło do małego incydentu z udziałem mistrzyni Weil, ale ten… młodzieniec – wskazał na iluzję oblekającą Sebil – pomógł zażegnać kryzys.

– To może ja się poprawnie przedstawię – oświadczyła mistyczka i zaczęła rozpraszać iluzję; powoli, żeby zminimalizować przerażenie u burmistrzowej.

 

***

 

Gdy posłaniec wraz ze strażnikami eskortowali Imaela główną aleją, mężczyzna szedł za nimi niczym skazaniec prowadzony na szafot: blady jak ściana, otumaniony i z dłoniami śliskimi od potu. W sumie nie wiedział, co go czeka: może loch, a może chłosta i długie bolesne przesłuchania? W ataku paniki odwinął nawet paski lnu oblekającego ręce. Nie chciał nikomu robić krzywdy, ale sam też nie chciał być skrzywdzony. W momencie usuwania bandaży chyba najbardziej tęsknił za nudnym życiem mnicha. Codzienne obowiązki i sporadyczne rozstrzyganie szlacheckich sporów stanowiły cudowne wspomnienie – takie spokojne i skąpane w monotonii.

Nerwowo przełknął ślinę.

Postanowił nie pytać o swój los. Zawsze lepiej jest odwlekać złe wieści, aż nie skoczą na ciebie i nie przyprą do muru. Wtedy już jesteś zmuszony uznać niewygodną prawdę – ale nie wcześniej, nie. Ciężko opisać ulgę empaty, kiedy wprowadzony do pobocznej izby ratusza dostrzegł Selektę i telmiańskiego gwardzistę całych i zdrowych. Razem z burmistrzem i jakimś przerośniętym drabem pochylali się nad mapą miasta wyłożoną na drewnianym blacie.

– A, przybył wasz kompan! – ucieszył się Gilbert odruchowo, wyrzucając ręce w górę. Jego pozytywne nastawienie do życia i świata przy obecnej sytuacji budziło podziw.

Selekta posłała Imaelowi poważne spojrzenie i gestem przywołała go do siebie.

– Zdążyłeś coś wybadać? – wypaliła bez słowa wyjaśnienia.

– T-t-tak.

– Nie bój się, nic nam nie grozi. Chodź i pokaż. Wiemy, gdzie jest?

– Mniej więcej; na pewno jest w mieście, ale…

– Ale… Zawsze jest jakieś „ale”. Dobra, przepraszam. Mów: co udało ci się ustalić? – Safonka nieco spokorniała. Braciszek nie był winien tego, że ich sytuacja przeszła z nieciekawej w mocno popapraną.

Imael pochylił się nad mapą i zakreślił spory obszar.

– W mieście nić życia czarodziejki jest o wiele wyraźniejsza i prowadzi do wschodniej części. Nie może być daleko.

– Ale?

Sebil kopnęła Selektę pod stołem, żeby ta dała mu mówić w spokoju.

– Niestety, kiedy próbuję podążyć tropem czarodziejki, to w pewnym miejscu ślad się rozmywa. Ciężko to wytłumaczyć… Jakby struga wody nagle zmieniała się w chmurę pary.

– Gdzie do tego dochodzi? – Burmistrz wyraźnie się ożywił.

– Mniej więcej tu. – Imael wskazał otoczony osobnym murem dystrykt we wschodnim płacie miasta.

– Tak przypuszczałem – westchnął Gilbert.

– Co to za miejsce?! – Safonka niemal zaatakowała go werbalnie.

– Dzielnica uchodźców spoza cesarstwa: Bruków, Greplinów, Lemachów i magów, a raczej ludzi z aurą, bo żeby nazwać się magiem, to trzeba tę magię kontrolować, a nie rozsiewać wokół dziwne impulsy. Kiedyś Cesarstwo było bardziej przyjazne dla przybyszy i tych z darem. Żywię wielką nadzieję, że wrócimy do tych czasów.

– Uroczo – sapnęła Trybada.

– Wasza czarodziejka najwyraźniej chce się ukryć. Ciekawe dlaczego?

Selekta rzuciła Sebil szybkie spojrzenie. Nie była pewna, czy może wyłożyć wszystkie karty przed burmistrzem i potrzebowała wsparcia.

– Istnieje szansa, że lady Winter… Nie przypomina siebie – oświadczył telmiański strażnik.

W przestrzeni publicznej Sebil nadal musiała trzymać narzuconą iluzję – tak było bezpieczniej. Gilbert nieco się zmieszał i wydął usta w dziwny dziób: zawsze tak robił, kiedy nad czymś intensywnie myślał.

– Nie mogę zarządzić poszukiwań, jeśli nie wiem, czego szukam.

– Problem w tym, że my też do końca nie wiemy, ale ten oto braciszek może ją zidentyfikować. – Selekta klepnęła Imaela w plecy. A raczej rąbnęła, bo chudym mężczyzną aż rzuciło do przodu.

– Niemniej jednak wolałbym uniknąć przemarszu gwardzistów przez tę dzielnicę. Stosunki na linii Świątynia-Zaułek nazwałbym… Napiętymi jak gorset przydużej damy. Nie chcę dawać kapłanom kolejnych tematów na wieczorne kazania.

– Delikatna metafora, kochany – wtrąciła się Margi, która przysłuchiwała się rozmowie z siedziska nieopodal. Wstała i podeszła bliżej mapy. Gilbert cały czas niemal obmacywał ją wzrokiem; wzrokiem, z którego wyzierał podziw, troska… po prostu miłość. – Ten kocioł, który tu mamy, wynika z dobrego serca mojego męża. Gdyby nie jego wstawiennictwo cesarstwo podjudzane przez świątynnych już dawno pogoniłoby tę całą menażerię. Za dobre ma to serce, za dobre… – Obrzuciła Sebil krótkim, pogardliwym spojrzeniem.

– Za to mnie przecież kochasz, Margi.

– To prawda.

Wymienili czułe uśmiechy.

Mistyczce zebrało się na wymioty od nadmiaru słodyczy oblekającej tych dwoje, choć sama nie wiedziała, dlaczego po myślach kołatał się jej obraz tego wysokiego Bruka z metalową łapą.

– Margi ma rację: ta dzielnica to gar z kipiącą zupą. Ostatnio musiałem rozstawić dodatkowe straże przy każdym wejściu, żeby przeganiały awanturników. Sporo ludzi chce wziąć sprawy czystek we własne ręce.

– Pójdziemy tam tylko my i braciszek – zarządziła Selekta. – Kiedy Sebil zdejmie iluzję, to miejscowym może rozwiążą się języki.

Imael zmarszczył czoło, obdarzając Safonkę pytającym spojrzeniem.

– Iluzję?

Selekta westchnęła.

– Zobaczysz, ale nie tu – syknął strażnik z magicznego piasku.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Domi51 4 miesiące temu
    Widać, że osoba która to pisała, ma bogatą wyobraźnię. Super tekst. Pozdrawiam, 5 :)
  • MKP 4 miesiące temu
    Dziękuję :)
  • Domi51 4 miesiące temu
    Zapraszam przy okazji na mój profil.
  • MKP 4 miesiące temu
    Zaglądam od czasu do czasu😘

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania