Pięć Domen: Tom 1 - Światło Północy: cz. 43
JAKIŚ PLAN, ALE CZY DOBRY?
Na tyłach spalonej stodoły, przykuty do pala, klęczał Blejzer. Twarz miał tak opuchniętą, że z trudem można było dostrzec w niej ludzkie rysy. Po skroniach obficie spływała mu krew, a na ziemi leżał wybity ząb. Selekta nie miała litości wobec niedoszłego mordercy Lejli. Nawet nie starała się hamować; zwyczajnie okładała go w gniewnym szale.
– Będziesz gadał czy mam cię znowu pogłaskać? Co?! – rzucała groźbami, wycierając zakrwawione pieści w szmatę.
– Nic ci suko nie powiem! Możesz mnie zabić! – splunął Trybadzie na buty. W odwecie złapała go za głowę i grzmotnęła nią o kolano. Na glebie wylądował kolejny siekacz.
– Jak chcesz: ja tak mogę, dopóki nie zdechniesz – znowu go walnęła, tym razem pięścią w i tak zmasakrowaną twarz. Mężczyzna stracił przytomność.
– Ech... I znowu kilka godzin przerwy – westchnęła zawiedziona.
– Powiedział coś? – spytała Lejla, płosząc przyjaciółkę. Selekta nie wiedziała, od kiedy czarodziejka ją obserwuje, a bynajmniej nie chciała, obnażać przed nią, swojego brutalnego oblicza. Arkanistka niechętnie podeszła bliżej pokiereszowanego Blejzera. Na sam widok takiej ilości krwi zrobiło jej się niedobrze.
– Nie przesadziłaś, aby trochę? – skomentowała, spoglądając na mężczyznę i krwawą papkę, która wcześniej była jego twarzą.
– To ścierwo chciało cię zabić! – warknęła Selekta i splunęła na jego opuszczoną głowę. ¬– Zasługuje na o wiele gorszy los – otarła twarz z czerwonych rozbryzgów. – Na dodatek nie chce gadać!
Lejla podeszła do pieńka stojącego obok tej masakry przypominającej ołtarz ofiarny i wyciągnęła wbity w drewno, magiczny sztylet, Blejzera. Dokładnie przyjrzała się runom zdobiącym klingę.
– Podobne znaki widziałam kiedyś na rynsztunku rycerza z Żelaznej Kuźni – wyznała Arkanistka.
– Myślisz, że zakon pała się sprzedawaniem broni mordercom? –
– No cóż. Nie od dziś wiadomo, że ta frakcja nie sympatyzuje z magami wszelkiej maści. Cały czas w dosadny sposób dawali mi odczuć, iż nie są zadowoleni z mojej obecności na dworze. Mogli nawet sami to zlecić, a już na pewno nie zawahaliby się doposażyć jakiegoś łotra w tak zbożnym celu, jak unicestwienie konkurencji.
– To nie to – oświadczyła Safonka, kręcąc głową przecząco. – Nie posunęliby się aż tak daleko. Jestem pewna, że Burkhard maczał w tym palce. Jak siedziałam w więzieniu, to się wygadał. Próbował cię uciszyć tak jak mnie: nie chce, aby Cesarz dowiedział się o sytuacji w mieście.
– Sama nie wiem, co gorsze. Wojna z zakonem czy z Walonem – westchnęła Arkanistka. Znowu poczuła tęsknotę za Wilfredem i za życiem, w którym jedynym zmartwieniem było ukrywanie ich związku.
– Na to już nie mamy wpływu – wypaliła Selekta. – Pytanie, co teraz z nami? Po tym, co się stało, nie sądzę żebyśmy mogły wrócić przez Baskir, ot tak – pstryknęła palcami – Pewnie wszystkie pachoły tej Kruczej mendy, będą na nas czekać – Safonka przysiadła na ociosanym pieńku i włożyła kłos siana w usta.
– Nie znam innej drogi… – westchnęła Czarodziejka. – Przesmyk Iwry o tej porze roku jest zalany… – Selekta potakiwała – A gdyby tak iść przez góry?
– Nieee… Zajmie to z miesiąc i jeszcze nie wiadomo, co nas tam czeka; do tego jeszcze las Amuen – Selekta odrzuciła tę opcję, ale do głowy przyszedł jej inny, bardziej szalony plan.
– A może by ta skrzydlata lalunia nas przeniosła? W końcu ze mną dała sobie radę – Ewidentnie była bardzo dumna z tego pomysłu, czemu dała upust, szczerząc zęby.
– Trasa z Watenfel na farmę to niewielki ułamek dystansu do samej rzeki, a wspominałaś, że z tobą musiała lecieć dość nisko. Zestrzeliliby nas jak kaczki, na dodatek musiałaby lecieć z każdą z osobna, a wspominała, że musi jak najszybciej zabrać Eliota do swoich – Lejla pokrzyżowała wizję przyjaciółki. Safonka posmutniała i wróciła do dłubania w zębach łodygą kimianiu.
– Swoją drogą… – podjęła po chwili – …strasznie popaprana sprawa z tym młodym, nie? – zboczyła z tematu – Kto by pomyślał, że zwykły dzieciak zostanie jakimś prorokiem Starszych, phy.
– Myślę, że nie do końca o to chodzi, ale tak… to wyjątkowo dziwne. Muszę kiedyś poczytać o tych Sehelach w Belantrejskich Archiwach.
– A co z Hektorem? – rzuciła Selekta – Może udało mu się wyjechać z miasta, nie wzbudzając podejrzeń? – Czarodziejka nie skomentowała, tylko przyklęknęła naprzeciw i zaczęła ją świdrować wielkimi, błękitnymi oczyma.
– Ooo… już ja znam to spojrzenie! Nie! – odmówiła, nie słysząc nawet propozycji.
– Słuchaj! – rozpoczęła z werwą Lejla. – Ani ty, ani ja nie wspominałyśmy nikomu o celu mojej podroży. Jeśli Hektor przebił się poza miasto, to ostrzeże Wilfreda. My mogłybyśmy zaszyć się w wieży Markusa i poczekać na cesarskie wojsko.
– Mam się chować jak szczur! Nie ma mowy! – Trybada założyła ręce na piersi i odwróciła wzrok, aby nie ulec namową przyjaciółki – A poza tym, nie możemy tak ryzykować. Jeśli Hektor wylądował w więzieniu to nikt nie zawiadomi Cesarza o tym, co tu się dzieje. Twój goguś gotów jeszcze przyjechać po ciebie z małą eskortą i podzielić nasz los. – W tym przypadku wojowniczka miała rację. Wilfred, nieświadom sytuacji, mógłby wpaść w ręce walońskich buntowników i przysłużyć się do rozpadu cesarstwa. Selekta miała również na uwadze los swojego zakonu w Telmonton, który stałby się frontem w wojnie domowej.
– To prawda, ale… – Czarodziejka sięgnęła po asa z rękawa – Markus ma w swojej pracowni krąg wzbudzeń.
– Hę?
– To specyficzny magiczny układ run pozwalający na kumulację energii ze wszystkich domen. Mistrz używa go do wzmocnienia jadeitowego oka i komunikacji z gildią w Oruun. Mogłybyśmy połączyć się z Diasirem i przekazać mu jakieś informacje – czarodziejka nie ukrywała ekscytacji. Była przekonana, że to może się udać.
Dopiero po chwili dotarło do niej, że Mag od dłuższego czasu nie przesyłał wiadomości i w gruncie rzeczy, dlatego stała się częścią tej wyprawy. Krąg mógł nie działać poprawnie, pomyślała, ale ukryła swoje obawy przed przyjaciółką.
– Ehh… – westchnęła poddańczo Selekta. Najwyraźniej nie miała ani kontrargumentów, ani lepszych pomysłów.
– No dobra. Wygląda, że to najlepsza z dostępnych opcji. W sumie to Walończycy nie powinni się spodziewać, że ruszymy w głąb kraju. A co z nim? – Safonka spojrzała na nieprzytomnego łotra. Mam go dobić? Proszę, powiedz, że mogę? – dodała robiąc błagalną minę i niesłodki dziubek.
– Niestety nie. Jest nam potrzeby – Lejla wstała i ponownie spojrzała na magiczny sztylet – Musimy potwierdzić, kto wydał rozkaz egzekucji i czy zakon rycerski maczał w tym palce.
– Uwierz mi, próbowałam coś z niego wyciągnąć. Możesz go lać po gębie, przypalać, ciąć, a on się śmieje – Safonka wzruszyła ramionami.
Lejla zrobiła zdegustowaną minę.
– Przypalać…? – spytała z wyczuwalną dezaprobatą.
– Zasłużył – burknęła Trybada. Nie miała zamiaru się tłumaczyć.
– Wnioskując po bliznach na jego ciele i broni, jakiej używa, ból mu nie straszny, ale nie martw się… są jeszcze inne sposoby – Lejla uśmiechnęła się złowieszczo. – Markus ma różne specyfiki, które z pomocą magii pozwolą go złamać. Już moja w tym głowa.
– Uwielbiam, kiedy jesteś taka niegrzeczna – skomentowała Selekta,.
– Dołącz do Ozirów i Atmy w chacie – oznajmiła Arkanistka. – Ja go trochę podleczę. Nie może zejść z tego świata, zanim wszystkiego nie wyśpiewa.
Komentarze (23)
To generalnie nie jest przesłuchanie, a katowanie: obie panie nie są tak dobrze wyszkolone jak Hill w tym zakresie:)
Dało się wyczuć z tekstu, że wybadałaś temat;)
Ja mam sporo ubrań damskich, bo się na tym nie znam i za każdym razem wyszukuje:):)
Marynistyczne sprawy też często goszczą u mnie w goole:)
No chyba, że za 5:):):)
Nie czyta to nie ma stalkowania, bądź stanowcza, postaw się :):)
A no to chyba, że wie gdzie mieszkasz.
To bądź miła i jej nie denerwuj, a może poprzestanie na śledzeniu ?
MPK - nie czytam Twoich tekstów z braku czasu. Ale kiedyś nadejdzie pora i na to.
(nie, to se notatki zrobię, zrzuty ekranu - ale nie takie jak w Boysach...)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania