Pokaż listęUkryj listę

Pięc Domen: Tom 2 - Wiatry Zmiany: cz. 13

W końcu w domu

 

– W końcu w domu… – westchnęła Matka Karevis, stawiając tacę i kilka kubków na drewnianym stoliku będącym od lat na wyposażeniu jej prywatnej spiżarenki.

– To chyba ja powinnam odetchnąć! – obruszył się telmiański strażnik oparty o ścianę. – Ty nie gniłaś za kratami.

– Ty też większość czasu tam nie siedziałaś – wtrąciła się Trybada, zasiadając na trójnogim taborecie.

– Chodzę własnymi ścieżkami.

– Taa… Mogłabyś już zrzucić tę iluzję i chodzić we własnym futrze: dziwnie się z tobą gada.

– A co? – Oczy mistyczki zalśniły, a usta wykrzywiły się w niepokojący uśmiech. – Wolałbyś postać cycatej księżniczki, co?

Ubranie i skóra strażnika zszarzały i rozpadły się w proch. Powietrzna zawiesina z pyłu przybrała niewyraźny rozmyty kształt ludzkiej sylwetki. Uwolniona magia zmiany rozpierzchła się po izbie, a chmura z piasku oplotła Brukę tysiącem małych tornad, po czym zespoliła się w nową iluzję.

– Teraz lepiej?

Selekta otaksowała wzrokiem efekt zmodyfikowanego czaru, który – wymieszany z wrednym poczuciem humoru mistyczki – ukształtował piękną młodą kobietę o mocno przerośniętych wdziękach.

– Nie najgorzej – przyznała, szczerząc zęby.

– Och, waleczna Trybado!! Przybyłam by móc cię ujrzeć! – Sebil zaczęła zawodzić z teatralną przesadą kiepskiego aktora, po czym ruszyła w stronę Safonki.

– Co ty wypraw…

Bruka przycisnęła twarz przyjaciółki do ogromnych piersi.

– Weź te wymiona z mojej gęby! Nie mogę oddychać! – wydusiła stłumionym głosem Safonka.

– Jestem taka stęskniona! Och…! – stękała mistyczka, nie wypadając z roli napalonej siostrzyczki, tymczasem Selekta podejmowała desperackie próby oswobodzenia się, klnąc przy tym niezrozumiale.

– Przestańcie już! Obie! – Milena uderzyła pustym kubkiem o metalową tacę, która odegrała rolę gongu, a mistyczka poluźniła uchwyt, umożliwiając Selekcie złapanie haustu upragnionego powietrza. – Co będzie, jak ktoś tu wejdzie? Wiecie przecież, że nie wszystkie siostry są wtajemniczone! – Matka uniosła głos, a działo się to rzadko, więc należało się z tym liczyć.

– Dobra, dobra… Przepraszam. – Brukijka spokorniała i podświadomie zarumieniła iluzoryczne policzki.

Dźwięk upadającego taboretu zmącił chwilową ciszę. Safonka poderwała się od stolika, i wywracając zydel, dopadła do Sebil, która w instynktownej próbie ucieczki zaplątała się w habit.

– Ja ci dam „przepraszam”, przerośnięty dachowcu! – Dłonie Selekty złapały za gładką szyję, pod którą krył się prawdziwy, puchaty kark. Safonka zaczęła szarpać kobietą jak szmacianą lalką.

– Matko… – Od strony wejścia dobiegł nieśmiały, drżący głos. – Matko Karevis – powtórzyła bardziej zdecydowanie młoda siostra Isene, skupiając na sobie uwagę całej trójki, w tym Brukijki, której podduszenie chwilowo ustało.

– Tak, dziecko? – spytała Matka, walecznie maskując zażenowanie. Podjęła się trudnego zadania upozorowania normalności całej tej sceny. Sama zwykła mawiać, iż rzeczy są wstydliwe tylko wtedy, kiedy sami się ich wstydzimy, więc, jak gdyby nigdy nic, uśmiechnięta, zasłoniła młodej dziewczynie widok Selekty, mordującej nieznajomą zakonnicę.

– Coś się stało, Isene? – Lekko wypchnęła dziewczynę za próg.

Zaniepokojona siostrzyczka oczywiście nadal ukradkiem zerkała za Milenę, ignorując powtórne pytanie.

– Isene? – powtórzyła Matka i przymknęła drzwi.

Poskutkowało.

– Przepraszam… Ma Matka gościa.

– Gościa?

– Widzisz, co narobiłaś włochaty pajacu? – Zza niedomkniętych drzwi dochodziły głosy, będące nieudaną i niezgrabną próbą szeptania.

– Sama jesteś pajacem!

– Wypchaj się piachem z kuwety!

– Ekhm… – Milena przesadnie mocno zatrzasnęła drewniane skrzydło, które o mały włos nie wypadło z zawiasów.

– Prowadź, proszę, Isene. Opowiesz po drodze, któż to do mnie zawitał. – Popchnęła zakonnicę w kierunku korytarza, przyśpieszając oddalenie od rozgardiaszu panującego w celi. – Więc, kto mnie odwiedził?

– Lemach, Matko.

– Podziemny…?? Ostatnio coś mało mam tu zwykłych gości i zaczyna mnie to niepokoić.

– Tak, przedstawił się, jako Klucznik Alangras Ferkot z Belantres.

Milena przystanęła.

– Belentrejczycy… Ciekawe, jak nas znaleźli – wyszeptała coś, co w zamyśle miało pozostać w sferze myśli.

– Mam go odprawić, Matko?

– Nie, ale jednak przyprowadź go do mojej celi. A! I Isene… Nie śpiesz się, moja droga – dodała Milena, a zakonnica pokłoniła się delikatnie i odeszła w stronę dziedzińca.

Milena pośpiesznie wróciła do izby i, przeżegnawszy się przed drzwiami, stanowczo rozwarła zabytkowe skrzydło zdobione wiekowymi intarsjami. Wpierw ujrzała jedynie Sebil odartą ze sporej części iluzji. Przez powstałe ubytki prześwitywały łaty ciemnego umaszczenia, w tym jedna pierś i sterczące kocie ucho. Bruka z hipnotyczną satysfakcją obserwowała przeciwległą ścianę, dysząc przy tym ciężko.

Matka z niepokojem powiodła wzrokiem za spojrzeniem Mistyczki. Tam, przyklejona do ściany piaskową łatą, wisiała Selekta, szamocząc się w próbie uwolnienia. Wyglądała jak mały człowieczek wsadzony do kieszeni olbrzymich szarych spodni.

– Macie dwie minuty, moje drogie, żeby skończyć te zabawy i doprowadzić pokój do porządku! Mamy gościa, którego intencje nie są mi do końca znane, a sprowokować też bym go nie chciała. Nawet tutaj.

– Kogo znowu przywiało? – spytała zaciekawiona Sebil.

– Pfuu! – Selekta z impetem wypluła mokry piach. – Możesz? – burknęła do mistyczki.

– A, tak. – Łata rozpadła się, uwalniając Trybadę. Niewielka wydma popełzła w stronę Brukijki i zasklepiła iluzję. – Dopiszę to jako moje zwycięstwo na tablicy wyników – skomentowała Sebil.

– Cudownie było znowu beztrosko powalczyć. Dawno nie trenowałyśmy razem – dodała z nostalgią Safonka.

– Prawda, trzeba by to powtórzyć.

– No już! Nie ma czasu, dziewczyny! Raz, raz! – przerwała im Milena i zaczęła nerwowo omiatać wzrokiem pomieszczenie w poszukiwaniu niepożądanych przedmiotów.

– Matko, a zdradzisz w końcu: kto to? – spytała Selekta, otrzepując nieco za dużą, kiedyś zapewne białą koszulę z resztek piasku.

– Ten belantrejski Lemach znad Baskiru.

Zapanowała dźwięczna cisza.

– To ciekawe… – westchnęła mistyczka.

– Tak, w dodatku Isene mówiła, że jest sam, co oznacza, że jego Brukijski towarzysz może węszyć po zakonie.

– Ha! – parsknęła Sebil. – Wątpię.

– A skąd ta pewność? – spytała Matka.

– Już się nim zajęłam. Nie sądzę, żeby aż tak szybko biegał. – Złowieszczo oblizała chwilowo nieistniejące kocie wąsy.

– Na łaskę Imaltis… – Milena przeżegnała się w runę słońca. – Czyli to był on.

– O czym wy gadacie?! – wtrąciła się zdezorientowana Selekta.

– Taaak, on… – rozmarzyła się Sebil. – Zaraz…! Jaki ON? Skąd ty…?

– Ekhm… – Isene chrząknęła, stojąc w progu. – Pan Alangras Ferkot do Matki.

– Miałam nieszczęście zejść wtedy do kaplicy. – Matka szepnęła do Sebil, która wybałuszyła oczy. – Wprowadź go, proszę, dziecko – nakazała zakonnicy.

Do izby wkroczyła istota krępej postury i o pociągłej głowie, do której natura przykleiła ogromne małżowiny i krótki nos z wielkimi nozdrzami. Spod luźno narzuconego na ramiona płaszcza wystawały cztery dłonie, a oczy przybysza zakrywały przyciemnione sadzą gogle.

Milena dostąpiła do gościa, a Isene, z wielką ulgą, wycofała się w głąb korytarza – i dosłownie uciekła.

– Matka przełożona, Milena Karevis, gdyby panu uleciało z pamięci – przedstawiła się, układając usta w sympatyczny aczkolwiek sztuczny uśmiech i wystawiła dłoń w geście powitalnym. – Cieszę się z tak szybkiego, ponownego spotkania.

Lemach podszedł i pochwycił jej rękę w dwie z czterech swoich kończyn chwytnych – choć w jaskiniach te dolne, na których teraz stąpał, też takimi były. Dotyk membranowych przyssawek po wewnętrznej stronie dłoni Podziemnego wywołał u Matki leki dyskomfort, który skutecznie ukryła, nie niszcząc porcelanowego uśmiechu.

– Alangras Ferkot, klucznik portalu w Batismanur.

– Kluczniku Algrasie, proszę usiąść. Napiję się pan czegoś?

– Herbata wystarczy, dziękuję. – Przysiadł naprzeciw Selekty i w porę połatanej cycatej siostry, która mierzyła go wnikliwym spojrzeniem.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Vespera rok temu
    Trochę humoru się pojawia i nowy gracz - coś tam szykujesz na przyszłość, rzeczy zaczynają się dziać...
  • MKP rok temu
    Nie jest nowy: pojawił się kilka rozdziałów wcześniej:)
    Niestety jak rozbija się książkę dużą ilością postaci na rozrzucone w czasie fragmenty, to sporo umyka...
  • Vespera rok temu
    MKP Pojawił, ale teraz mam już pewność, że zostanie na dłużej. I tak, zdarza mi się zapominać, dlatego lubię czytać rzeczy kilka razy.
  • MKP rok temu
    Vespera A tak zostanie:)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania