Pokaż listęUkryj listę

Pięć Domen: Tom 2 - Wiatry Zmiany: cz. 50

Zawody

 

Bruk z metalowym przedramieniem siedział przy szynkwasie i przytakiwał starszemu rodakowi o podobnym burym umaszczeniu. Szerokie plecy Arqa przesłaniała kolczasta tarcza z umbem, który bardziej przypominał fragment jakiegoś pancernego, łuskowatego zwierza aniżeli wytwór rzemiosła – w dodatku Sebil dałaby sobie wąsy przyciąć, że tarcza kilkukrotnie drgnęła kolcami.

Mistyczka przysiadła się obok Bruka jak gdyby nigdy nic. Nie odwrócił się, ale wiedział, kto zajął wolne miejsce. Ich wijące się ogony przypominały węże w godowym transie gotowe na splecenie i gadzie amory.

– Zrób mi Gruczoła – sapnęła do barmana.

Siwiejący tęgi stepowiec nie zareagował oczarowany pięknym ciemnym umaszczeniem Sebil.

– Słyszałeś, co pani powiedziała! – warknął popisowo Arq. – Gruczoł! Dwa razy! – Rzucił kilka remów na stół.

Barman otrząsnął się z osłupienia, rozstawił dwie niedbale rozdmuchane szklanice, polał żółtawego likieru na dno każdego kubka i wyciągnął spod lady owoc, który z wyglądu przypominał mosznę starego kundla.

Sebil z wzbierającym obrzydzeniem obserwowała, jak brukijski szynkarz pokazowo wysuwa długi pazur, nacina obwisłą, porośniętą włoskami skórkę i wyciska sporo gęstego soku do pękatych naczyń. Wymieszał oba napitki szponem i podsunął klientom.

– Zdrowie pięknych kocic – palnął Arq i zagarnął swój trunek. – Może jeszcze…

– Daruj sobie, książę upośledzony – przerwała mu Sebil, pochwyciła swoje naczynie i przechyliła jednym haustem. Nawet się nie skrzywiła, choć bardzo chciała. – Nie przyjdą, bo mają lepszych amantów w okolicy. Gadaj teraz: po co się tu za nami przywlekliście?

Arq uśmiechnął się połową pyska.

– Pozwól, kolego – przywołał szynkarza. – Dziesięć Skorpionów, dla mnie i dla tej… damy. – Zawahanie się było zamierzone.

Barman przytaknął i rozstawił na stole rząd metalowych kubeczków. Dwa z nich, większe, podsunął Arqowi i Sebil, a pozostałe dziesięć napełnił zielonym alkoholem. Trunek pachniał mocno dojrzałym wędzonym serem. Mistyczka skrzywiła się, gdy woń wdarła się brutalnie do czułych nozdrzy drapieżnika.

Na koniec szynkarz wystawił miseczkę z drylowanymi, marynowanymi oliwkami: rzecz bardzo rzadką na północy, a jednak w Zaułku dostępną prawie w każdej karczmie.

– Zagramy sobie w starą stepową grę, koleżanko… – oświadczył Arq, nie zrzucając z pyska głupawego uśmieszku. – Po wypiciu kolejki, każdy ma prawo do jednego pytania.

– A skąd będę wiedziała, że gadasz prawdę?

– Nie będziesz, myszko.

Mistyczka spojrzała jeszcze raz na napełnione kieliszki.

Nie może być aż tak złe, pomyślała.

– Niech ci będzie; lepiej tak niż walka w tłumie gapiów.

– Merf świadkiem. – Dziwna łuskowa tarcza zadrżała na plecach Bruka.

– Mogłam się domyślić… – westchnęła Sebil.

– Przecież nie wejdę z młodym na smyczy. Jest zbyt uroczy: nie opędziłbym się od samic. Musi trochę poudawać – wyjaśnił Arq, wrzucił oliwkę do pustego kubeczka, zalał zawartością jednego z mniejszych naczyń, przechylił całość i przełknął bez mrugnięcia okiem.

– Znaleźliście czarodziejkę? – spytał natychmiast.

– Jeszcze nie – odpowiedziała i wypiła swoją porcję.

O mały włos nie wypluła paskudztwa na kontuar. Po przełknięciu lepka, słona ciecz z dużą zawartością alkoholu spływała z wolna, torturując przełyk.

– Możesz mi powiedzieć, na jaką cholerę ta oliwka!?

– Zmarnowałaś pytanie, ale to twoja sprawa – oświadczył bezlitośnie.

Sebil zrzedła mina.

– Zaraz, przecież…

– Zasady stepu mówią jasno: jeden Skorpion, jedno pytanie – burknął stanowczo Arq. – Oliwka neutralizuje resztki jadu, myszko.

Chciała zapytać „Jakiego jadu!?”, ale zagryzła język – głupie pytania nie były warte przełykania tego obrzydlistwa.

Kolejny łyk – tym razem Arq prychnął delikatnie. Podniebienie zaprotestowało ostrzegawczo.

– Czy czarownica jest w Zaułku? – Dobrze znał tę zabawę i wiedział, że pytania muszą być proste i konkretne.

– Tak, ale nie wiemy gdzie konkretnie.

Drugi kieliszek wszedł Sebil jeszcze gorzej niż pierwszy. Szynkarz naszykował małe wiaderko na wymiociny.

– Na litość Arkturosa, jakie to jest ohydne… – oświadczyła, wykrzywiając usta w dziwny falisty szlak. – Czego chcecie od Lejli?

– Chcemy zbadać jej moc – rzucił Arq i opróżnił kolejny kieliszek.

Ten i jemu ledwie przeszedł przez gardziel. Sięgnął po dwie dodatkowe oliwki, ale Sebil odsunęła mu miskę spod metalowej łapy.

– Nie oszukuj, kotku.

Uśmiechnął się. Bukijska kobieta powinna być zadziorna.

– Ta świrnięta stara baba jest tu z tobą?

Mistyczka wahała się przez chwilę. Za każdym razem, gdy zbierała się do odpowiedzi, wpierw chciała skłamać, ale jakoś w ostatniej chwili zmieniała zdanie – magia układów przy piciu.

– Nie, Milena została w zakonie – odpowiedziała i przełknęła nerwowo ślinę na myśl o kolejnej porcji „aromatycznego” likieru.

Po trzeciej kolejce odniosła wrażenie, że ciecz zaparła się stopami o ściany przełyku i zdefektowała do żołądka. Konwulsja szarpnęła jej smukłym ciałem, ale zatrzymała śniadanie przed gwałtownym wyzwoleniem.

– Po c… – opanowała torsję – Po co chcecie ją sprawdzać?

– Wysadziła kamienny most, myszko. Może stanowić zagrożenie – odpowiedział i spojrzał na pozostałe cztery metalowe naparstki. Szybko wypił kolejną rundę i zacisnął szczękę zdeterminowany nie puścić pawia. – Masz jakiś trop?

– Tak – potwierdziła lakonicznie. W końcu pojęła zasadę tej zabawy. Duma minęła, kiedy spojrzała na czwarty naparstek. Nawet nie przelewała, tylko rozgryzła oliwkę i roztarła ją po podniebieniu, a potem wlała w siebie eliksir prawdy.

Ta metoda nie pomogła ani trochę.

Musiała skulić się w pół, żeby zatrzymać treść żołądka. Wiaderko podstawione przez barmana uderzyło sugestywnie o kontuar, ale Sebil tylko rzuciła posiwiałemu brukowi wymowne spojrzenie.

Schował kubeł.

– A wy macie trop? – wysyczała.

– Tak – potwierdził bruk i pogłaskał językiem podniebienie, jakby je przepraszał za te tortury.

Ukradkiem podebrał dwie oliwki, wsadził do pyska i pochłonął ostatnią kolejkę. Jego kwaśna mina zdeformowana nieudaną próbą uśmiechu mówiła sama za siebie: więcej nie udźwignie.

– Dajesz, kotku! Nie mam całego dnia! – ponaglała mistyczka. Czuła, że to przedstawienie będzie miało nieprzyjemny finał.

– Chcesz… się pomiziać? – wyksztusił ostatnie pytanie.

Sebil otworzyła usta, żeby zaprzeczyć, ale i tym razem nie mogła skłamać.

– Ech… Tak – warknęła, uciekając wzrokiem na markizę ponad nimi.

– To… – Wątpia spróbowały uwolnić Arqa od niedawnego obiadu – Dobrze. Nie patrz przez chwilę… nie chcę psuć… romantycznego nastroju – oświadczył i nerwowym ruchem poprosił szynkarza o wiaderko.

Barman zauważył, że Arqowi pęcznieją poliki i z wizją wymiocin na kontuarze zwinnie podstawił kubełek.

W ostatniej chwili.

Bruk chlusnął do środka.

– Już wiem, dlaczego tak do siebie pasujecie z tym krocionogiem. Macie podobne zdolności. Dobra, ty zmarnowałeś swoje ostatnie pytanie, ja nie mam zamiaru – oświadczyła bezdusznie i wypiła ostatnią rundę. Ciało szarpnęło za jelita i skręciło je w odwecie za nieludzkie traktowanie.

– Gdzie… poszedł kret?

– Znalazł jakąś greplińską tkaczkę… – Arq włożył pysk do kubła, ale to był fałszywy alarm. – Ponoć może coś wiedzieć o wiedźmie – rozgadał się. Albo miał halucynacje, albo zbliżające się amory przyćmiły mu umysł.

– Wygląda na to, że mamy jednego informatora… Chodź, kiciu – Sebil zeszła z drewnianego taboretu i dopiero teraz odczuła działanie mocnego alkoholu. Musiała wesprzeć się ramieniem o blat i odczekać, aż świat przestanie falować.

– Patrzcie, jaka niecierpliwa – rzucił dumny z siebie Arq, otarł pysk i klepnął Sebil w tyłek. – Mamy pokoje w pobliskiej karczmie. Bez walki powinno pójść szybciej… No chyba że zapasy cię kręcą, myszko?

Sebil uniosła zaczepnie palec, nabrała powietrza – i chlusnęła wymiocinami wprost na Arqa.

– Tak… – Zabrała podstawione w pośpiechu wiaderko i zrzuciła resztę balastu. – Cała… aż płonę z pożądania.

***

 

– Czyli mówisz, Arq, że spotkałeś tę damę zupełnie przypadkowo? – Alangras zagadał do opartego o ścianę pracowni krawieckiej naburmuszonego podopiecznego.

– Taka z niej dama, jak ze mnie greplińska tancerka – sarknął Bruk i splunął sążniście.

– Znowu ci coś zrobiła? – dopytał zaniepokojony Lemach.

Od samego początku, gdy tylko Arq pojawił się z Sebil przy wejściu do pracowni tkaczki, młodzieniec wydał mu się bardziej poirytowany niż zwykle.

– Złamała obyczaj! Sucz zapchlona… Przy Skorpionach się nie łże!

– Rozumiem, rozumiem. – Alangras pokiwał głową, ale nie rozumiał. – A co ci obiecała? Jeśli można spytać…

Arq zmierzył Lemacha wzrokiem i tylko fuknął coś pod nosem.

– Nic mu nie obiecałam – syknęła mistyczka, wychodząc z wnętrza ciemnej pracowni. – Ubzdurał sobie coś i się boczy, pannica zafajdana.

– Jak nic! Spytałem jasno: chcesz się poruchać?! – pyszczył Bruk, niemal tocząc pianę z pyska. – Powiedziałaś, że tak!

– A powiedziałam, że to zrobię?!

Arq otworzył pysk, ale zamilkł w pół słowa. Odurzone alkoholem i gniewem ścieżki myślowe w końcu stłoczyły się w miejscu zwanym logiką – Sebil miała rację.

– Phy…

– Prychaj sobie, prychaj, kiciu. – Przejechała mu dłonią po muskularnym torsie.

Bruk odruchowo napiął klatę i nieudolnie udawał, że jej dotyk jest mu obojętny, choć wijący się z tyłu ogon twierdził inaczej.

Lemach podrapał się po bezwłosej głowie lekko zażenowany całą sytuacją.

– Czy panienka otrzymała te same informacje, panienko Sebil? – Ferkot zręcznie zmienił temat.

– Tak. – Wyciągnęła zwitek pergaminu z wyrysowanym dziwnym piktogramem. – To miasto jest jeszcze ciekawsze, niż mi się wydawało.

– Ten sam symbol, co nasze. To dobrze, zatem istnieje szansa, że Greplinka nie łże i może nas naprowadzić na panienkę Lejlę.

– Ale umowa jest jasna: czarodziejka idzie ze mną! Jeśli będziecie próbować zabrać ją siłą…

Astra skłębiła się w szarą osnowę.

– To co!? – obruszył się Arq.

– To nie będzie miziania – zażartowała, zbijając go z pantałyku.

– Czyli jednak coś będzie? – wykrzywił pysk w zadziorny uśmiech.

– Już, już, dzieci… Skupcie się na ważniejszych sprawach. – Alagras wszedł pomiędzy dwoje młodych i rozdzielił, odpychając od siebie czterema rękoma. – Panienko Sebil, obiecuję, że czarodziejka będzie mogła wrócić z panienką do ratusza. Ważne jest, żeby ją… Jej bezpieczeństwo jest priorytetem – niezbyt zręcznie uniknął słowa „zabezpieczyć".

– Wierzę, bo bardzo chcę – skwitowała Sebil i we troje poszli we wskazane przez greplińską tkaczkę miejsce.

Zaułek prócz oczywistej mieszanki ras i kultur cechowała jeszcze jedna istotna sprawa. Otóż większość prawdziwego życia towarzyskiego i interesów toczyła się pod ciasną zabudową znajdującą się na powierzchni.

Do podziemia prowadziło wiele mniej lub bardziej ukrytych przejść. Odkąd burmistrz włączył do straży miejscowe regimenty Bruków, Greplinów i związanych z dzielnicą ludzi, nie trzeba było zbytnio ukrywać zejść do podmiasta. Tkaczka pozyskała od swoich źródeł informację, iż dziwna Bruka o białym umaszczeniu często towarzyszy pewnej artystce podczas jej osobliwych występów. Ponoć razem przybyły do miasta kilka tygodni temu z okolic Jokivaru.

Chwilowo Sebil nie posiadała lepszego tropu, więc postanowiła podążyć tą poszlaką – tym bardziej że jeśli faktycznie chodziło o Lejlę, to musiała jej bronić przed dwoma belantrejczykami, których prawdziwe zamiary wobec czarodziejki nadal pozostawały niejasne.

Mistyczka i Lemach niezależnie dostali te same informacje i ten sam symbol wyrysowany na strzępku materiału; ponoć miał im zapewnić wejście na jakiś „koncert”.

Wedle instrukcji weszli w bardzo ciasny przesmyk pomiędzy dwiema karczmami, na którego końcu zastali mur okalający cały Zaułek nieprzerwaną, wysoką na pięć sążni zaporą. Całość wiekowej ściany pokrywały gęste pnącza z soczystego bluszczu.

– Niezbyt się starają, żeby ukryć ten ich magiczny kurwidołek.

– Skąd panienka wie, że magiczny? – spytał Alangras, poprawiwszy przyciemnione gogle. Zawsze, kiedy marszczył obłe czoło, niesforny wizjer przesuwał się na prawo i dopuszczał drażniące światło do wrażliwych oczu.

– Czuć stamtąd uporządkowaną astrą na milę – rzuciła sarkastycznie.

– Arq?

– Prawdę gada – sapnął Bruk.

Czyli pogłoski, że podziemni nie posiadają ni krzty aury, to nie tylko plotki – przynajmniej nie w przypadku tego kreta, pomyślała Sebil i rozproszyła słabą iluzję. Ułuda kamiennych bloków ustąpiła, ukazując ładne drewniane drzwi z mosiężną kołatką.

– I jeszcze portal… – westchnął Lemach, kręcąc głową z dezaprobatą. – Chyba już dawno nie było tragedii rodem ze starego Watenfel; wszyscy rozpasali się z teleportacją.

– Atak na Watenfel był dawno, a belantrejskie władze są daleko – rzuciła Sebil i ostrożnie zakołatała o zadbane drewno. Przesłona przeziernika rozsunęła się. Z wnętrza błysnęły kocie oczy.

– Przepustki!

Sebil pokazała swój symbol, a Lemach dwa zwitki z tym samym znakiem, za siebie i Arqa.

Trzask mechanicznego zamka rozbrzmiał i skrzydło rozchyliło się zapraszająco.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania