Pięć Domen: Tom 1 - Światło Północy: cz. 23
SŁODKIE RODZEŃSTWO
**** Trochę przydatnej wiedzy historycznej****
Wschodnie państwo Belantres było niegdyś rządzone przez rade czarodziejów, a na najwyższe urzędy mianowano Mas-tanas, wyższe sploty magiczne: Magów z rzadkimi mutacjami aury, którzy dysponowali wielką mocą – jeśli oczywiście przeżyli na tyle długo by nad nią zapanować.
Belantres, po wojnie ze starszymi z plemienia Sumedów, przeistoczyło się w królestwo, na którego tronie zasiadła Kalisfera Nahani, pogromczyni starszych i twórczyni paktu Melidańskiego, którego strażnikiem jest Sumedka Fernydoryx, prywatna smoczyca królowej i łącznik ze Starszymi.
****
Watenfel: „Perła Północy”, pierwsza ostoja cywilizacji wyrwana z silnych i bezlitosnych rąk natury; twierdza z górskiego kamienia wykarmiona przez litościwą rzekę…
To tylko niektóre opisy z dzienników podróżników, kartografów i poetów goszczących w tych stronach.
Oczywiście każdy człowiek, utrzymujący się z tego, co nakreśli piórem, pominie mało atrakcyjne szczegóły takie jak: smród, brud, wilgoć, złodziejstwo i powszechny rozkład moralny. Niestety, pod tym względem, Watenfel w niczym nie ustępowało Oruun czy Telmonton, aczkolwiek miało swój własny urok, zaklęty choćby w unikatowej architekturze. Mieszanina starego belantrejskiego przepychu i nowego, funkcjonalnego minimalizmu, tworzyła tu nad wyraz estetyczną całość.
Już sam układ miasta zdradzał jego korzenie, posiadał bowiem wszystkie cechy charakterystyczne dla architektury dalekiego wschodu. W sercu aglomeracji wznosiła się wysoka wieża będąca punktem obserwacyjnym, taktycznym oraz swoistym centrum zarządzania, łącznie z siedzibą namiestnika. Całość tej stosukowo zwartej, miejskiej zabudowy podzielono na dwa obszary tworzące coraz większe okręgi, otoczone osobnymi murami.
Pierwszy, wewnętrzny, okalał miejsca strategiczne niezbędne do funkcjonowania miasta podczas oblężenia: spichlerz, zbiornik wody czy arsenał. To monumentalne obwarowanie usiane licznymi wieżami strażniczymi, dawało poczucie bezpieczeństwa, dlatego miejscowa szlachta z chęcią kupowała domostwa w wewnętrznym kręgu, płacąc za nie kolosalne kwoty.
Wewnątrz tego luksusowego obszaru dominowała pierwotna, belatrejska zabudowa od wieków dyskretnie łatana tu i ówdzie, przez dobrze opłacanych murarzy i artystów sprowadzanych zza Pręgowych Gór granicznych.
Drugi mur, okalający pierwszy, miał dwukrotnie większy obwód, ale nie był już tak postawny – głównie, dlatego, że stawiano go w pośpiechu, w obawie przed represją Belantres za ogłoszenie niepodległości Walonu.
Wówczas to, samozwańczy król północy, zmobilizował wszystkich zdolnych do pracy, aby jak najszybciej wznieść drugą, kamienną tarczę wokół stolicy. Atak jednak nigdy nie nadszedł, gdyż rada Mas-Tanas miała większe problemy w głębi własnego kraju.
Obszar miejski, pomiędzy dwiema kolistymi kaskadami obwarowań, mieścił głównie: mieszczańskie domy, cechy rzemieślnicze, targi, niezliczoną ilość pomniejszych sklepów i kramów poupychanych ciasno w każdą wolną przestrzeń, punkty usług, gospody i burdele lub – co bardziej logiczne w ograniczonej przestrzeni – gospodo-burdele zwane Domami Uciech.
Kolejna strefa przylegająca do zewnętrznej kamiennej kaskady, formalnie nie należała do zabudowy miejskiej, ale miała dużą szansę, by w przyszłości również otoczyć się murem. Obecnie większość jej powierzchni stanowiły chaty chłopskie i ziemie uprawne, strzeżone przez rozproszone posterunki Walońskiej gwardii miejskiej.
Całym tym, całkiem nieźle prosperującym, miejskim organizmem, od kilku pokoleń zarządzała dynastia Galat, posiadająca szlacheckie, Telmiańskie korzenie. To właśnie ich pochodzenie, po śmierci Nadzorcy z Mas-Tanas Adalin Hert, umożliwiło formalne przyłączenie Walon do Cesarstwa Sungardu, powołując się na więzy krwi.
Objęcia władzy, ułatwił Galatom atak istot nazwanych Deabru: Bez Twarzy, który zbiegł się w czasie z uruchomieniem portalu miejskiego.
Po odparciu najeźdźców, portal zrównano z ziemią, a winą za to nieszczęście obarczono poległą Czarodziejkę z belantrejskiej Rady – martwa osoba jest zawsze idealnym winnym: nie ma zbyt wielu możliwości obrony.
Dalszy rozwój wypadków był raczej oczywisty. Kolejny Belantrejczyk na tronie nie wchodził w grę. Tycjanowi Galatowi trafiła się okazja, jaka trafia się tylko raz w życiu. Bez wahania podjął wyzwanie i przy wsparciu ludności, zasiadł na, niemalże, podarowanym mu tronie.
Młody król doskonale zdawał sobie sprawę, że rada Mas-tanas nie odda mu ziem bez walki, dlatego użył swoich Telmiańskich korzeni, jako pretekstu do sojuszu z Cesarstwem Sungardu. Ówczesny cesarz z ochotą rozszerzył swoją strefę wpływu, co zapoczątkowało długi okres zimnych relacji pomiędzy Cesarstwem Sungardu a królestwem Belantres.
Obecnym potomkiem Tycjana i dziedzicznym Namiestnikiem całego Walonu był Mezmir Galat i choć oficjalnie na stanowisko mianował go cesarz, to Walon, na mocy traktatów, posiadał szeroką autonomię. Mezmir nadał również tytuł Namiestniczki swojej siostrze, ale nie był on formalnie uznany przez Sungard, zatem nie funkcjonował nigdzie poza Walonem.
Lady Galat sprawowała pieczę nad dworem oraz pełniła funkcję ambasadora, gdy obecność jej brata nie była konieczna. Pozornie to mały prestiż, ale według gburowatego Mezmira, jego obecność prawie nigdy i nigdzie nie była konieczna, a co za tym idzie, to Mavis stała się twarzą Walonu. Arystokratka sprawnie posługiwała się językiem Brukich i belantrejskim, co w połączeniu ze znajomością trudnej sztuki dyplomacji, czyniło z niej niezrównanego negocjatora, czego dawała świadectwo nawet podczas wspólnych kolacji z bratem.
Jak zawsze obfitą wieczerzę, oświetlał jedynie rząd lamp oliwnych rozstawionych na środku podłużnego stołu. Mezmir standardowo milczał, a Mavis obserwowała go z drugiego końca blatu, popijając wino ze zdobionego rodowego kielicha. Wymuszone, co raz to głośniejsze, mlaśnięcia kobiety walczyły o uwagę brata.
Na próżno.
Poirytowana brakiem zainteresowania, z gracją wstała od stołu, po tym jak lokaj odsunął siedzisko. Aksamitna, czarna suknia Namiestniczki ozdobiona kunsztowną koronką na ramionach i dekolcie, kontrastowała z jej trupio bladą cerą. Podeszła na tyle blisko by objąć brata kościstymi ramionami. Mężczyzna przestał jeść i zastygł w bezruchu niczym ludzkich rozmiarów lalka: upiorna lalka.
– Braciszku jesteś cichszy niż zwykle – wymasowała mu barki – Czy coś cię trapi? – spytała, sącząc mu słowa do ucha.
– Wiesz, że nie lubię tego wieczornego rytuału – odpowiedział nijako i wsunął kęs polędwicy do ust, mieląc go jak koń owies.
– Wiem, dlatego próbuje jakoś uprzyjemnić ci ten przykry obowiązek.
– Już samo twoje towarzystwo sprawia, iż przełykanie tych zdechłych roślin i zwierząt, nie jest tak dokuczliwe – pochlebił siostrze z entuzjazmem posągu. Mavis zachęcona komplementem ukroiła kawałek mięsa z jego dania, umoczyła w sosie borówkowym, po czym wsunęła mu do ust.
– Lepsze? – spytała, wyczekując odpowiedzi.
– Zdecydowanie – potwierdził bezemocjonalnie.
– Cieszę się. Musisz być cierpliwy. Wszystko zmierza ku lepszemu. – Przejęła jego sztućce i pokroiła mięso na małe kawałki, jak troskliwa matka dziecku.
Skosztowała kawałek soczystego mięsa ociekającego aromatycznym sosem.
– Nie jest takie złe, nie przesadzaj – Mezmir nic nie odpowiedział, tylko wstał od stołu; ani raptownie, ani wolno, po prostu uniósł się, ograniczając do niezbędnych ruchów i podszedł do okna. Na zewnątrz słońce chyliło się ku zachodowi, a uciekająca za horyzont poświata czerwieni, zostawiała za sobą, ciemny ślad nadchodzącej nocy.
Namiestnik spojrzał na ulice miasta, jedna po drugiej pochłaniane przez mrok. – W końcu – odrzekł z ulgą, a na jego marmurowej twarzy zagościł zarys uśmiechu. Mavis podeszła do brata i oparłszy głowę o jego ramię, wystawiła dłoń z pustym kielichem w stronę wyjścia dla służby. Drobne kroki zaszumiały w cieniu; filigranowa służka podbiegła pośpiesznie z karafką, uzupełniła puchar i uciekła równie bezszelestnie, jak się pojawiła.
– A co do lepszych czasów… – podjęła Namiestniczka – Jak idą przygotowania Braciszku?
– Zgodnie z planem. Niedługo wszystko będzie gotowe do wymarszu wojsk. A jak twoja część, siostro?
– Masz na myśli sianie plotek, wywoływanie zarazy czy nasycanie serca? – popiła i wykrzywiła usta w pół-uśmiech.
– Wszytkie te rzeczy – odpowiedział, nadal spoglądając w dal.
– Zadbałam, żeby wieśniacy myśleli, iż to magia stoi za obumieraniem plonów i zarazą – zaczerpnęła gronowego nektaru z Plafert, delektując się jego wyrazistą owocową nutą. – Nie musisz się martwić.
Mezmir odwrócił się i spojrzał jej w głęboko w oczy. Jego wzrok, z pozoru normalny, miał w sobie coś niepokojącego, zupełnie jakby źrenice były wrotami do innego, groźnego świata w jego wnętrzu.
– A serce? – dopytał, wyczuwając, iż siostra celowo unika pełnej odpowiedzi. – Kiedy będzie gotowe?
– No! W końcu jakieś poruszenie w tej skorupie – Mavis puknęła go delikatnie pięścią w klatkę piersiową, imitując stukanie do drzwi.
– Warto się z tobą podroczyć – Puściła mu oko i przysiadła na parapecie przesłaniając mu krajobraz bogaty w odcienie szarości i nocnego fioletu.
– Sercu już niewiele brakuję – burknęła – A ten stary piernik Markus nic nie podejrzewa – dokończyła z satysfakcją.
– Czemu to trwa tak długo? – Mezmir nie dawał za wygraną.
– Jeśli już koniecznie musisz znać wszystkie szczegóły… – zrobiła długą pauzę w nadziei, że brat jej odpuści.
Nadal czekał.
– Ehh… No dobra, jedna z run nie pochłania unitry, nie wiem, czemu – wykrztusiła z siebie namiestniczka, spoglądając smutno na dno kielicha, po czym odstawiła go i zeskoczyła z parapetu. Służka niemal magicznie zmaterializowała się obok niej, dolała trunku i rozpłynęła w pół-mroku.
Mavis uniosła do ust pełny kielich i spojrzała na niego pełna podziwu.
– Dobra jest; chyba trzeba dać jej podwyżkę.
Mezmir złapał siostrę za rękę i przyciągnął do siebie.
– Sprawdź tę runę i napraw ją jak najszybciej – rozkazał z pozoru spokojnie, ale w tym spokoju czyhało nieopisane zło gotowe rzucić się na człowieka w razie sprzeciwu.
Delikatnie pocałował Mavis w czoło.
– Wierzę w ciebie – dodał i zaczął delikatnie głaskać jej brunatne włosy przyozdobione fioletową spinką w kształcie kruka.
Trzask drzwi i brzęk metalowych płytek wplecionych w karacenową zbroję, zapowiedział wejście strażnika.
– Panie – pokłonił się. – Arcykapłan Sared Malton ze świątyni w Oruun oraz dowódca gwardii, Hektor Eldenfist, proszą o audiencję.
– No to pora zacząć przedstawienie – mruknął Mezmir, spoglądając w okno. Po jego bielmach przemknęły pasma czarnej sadzy. Z satysfakcją odczekał aż ostatni przerażony promień słońca, ucieknie za mur i dał znak, by wprowadzić gości.
Zapraszam do zobaczenia grafik do tego rozdziału na wattpadzie.
https://www.wattpad.com/1295437772-pi%C4%99%C4%87-domen-tom-i-%C5%9Bwiat%C5%82o-p%C3%B3%C5%82nocy-s%C5%82odkie
Komentarze (2)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania