Pokaż listęUkryj listę

Pięć Domen: Tom 2 - Wiatry Zmiany: cz. 52

Za kulisami

 

Sebil wślizgnęła się za kulisy podziemnego skene i ruszyła wąskim, ciemnym korytarzem. Wiedziała, że Arq idzie za nią, ale to akurat dobrze: odciągnie uwagę strażników, w razie, gdyby takowi się napatoczyli.

Skręciła za jakąś zdewastowaną płaskorzeźbą i zatrzymała się tuż za rogiem. Ledwo wyczuwalna zmarszczka magicznego pola połaskotała jej aurę. Zrobiła krok w tył, a potem w przód – astralna anomalia tkwiła zawieszona w korytarzu niczym niewidzialna kurtyna.

– Bariera – syknęła mistyczka.

– Czemu stanęłaś? – Arq omal się o nią nie rozbił.

Sebil uśmiechnęła się brzydko.

– Bądź prawdziwym samcem i idź przodem.

– Jestem sensorystą, wredna wiedźmo, czuję tę barierę.

– To po co się głupio pytasz? – warknęła i posłała krótki impuls wzdłuż tunelu. Magiczna zapora ciągnęła się aż do dziwnych drzwi na końcu korytarza, ale astry zgromadzonej w zaklęciu było jak na lekarstwo.

– Rozproszysz, czy pokazać ci jak to się robi? – szepnął Arq, napierając na Sebil masywnym ciałem.

– Mój pierd dałby radę to rozproszyć.

– Nie zniechęcisz mnie do ruchania – szepnął ponownie tak, że mistyczka poczuła jego oddech na uchu. – Pikantna atmosfera zaostrza apetyt.

– Zamknij się i patrz. – Wystawiła dłoń przed siebie, żeby rzucić impulsem szarej zmiany i rozproszyć zaklęcie.

Bruk natychmiast złapał jej przedramię i zmusił do przerwania.

– Czego teraz?

– Bariera jest przynętą. Są jeszcze inne zaklęcia, powiązane z tym. Zburzysz zasłonę, to Arkturos jeden wie jakie gówno na nas spadnie.

Sebil niechętnie odpuściła.

– Co proponujesz?

– Upodobnię aurę do drgań w barierze. Zrobisz to samo.

Zaimponował jej i musiała niechętnie przyznać przed samą sobą, że ten obleśny, bezczelny cham cholernie ją pociągał.

– Dobra, wciskaj się w te astralne łaszki i idziemy – nakazała i sama zmieniła piaski w opończy, tak że teraz wibrowały zsynchronizowane z barierą.

Weszli ostrożnie. Gdy pułapki nie zareagowały, już nieco pewniej, podążyli ku drzwiom. Na miejscu Arq dotknął poznaczone pismem deski i wziął kilka głębokich wdechów.

– Jest w środku – szepnął. – Tylko ona.

– Pójdę sama – oświadczyła mistyczka.

– Chyba ci aura na rozum uciska, kobieto! Nie pójdziesz sa…

Zastygł w miejscu rażony zwinnym zaklęciem. Żywym Piaskom mało kto mógł się oprzeć, a tym bardziej rzuconym z zaskoczenia.

Wkroczyła do środka; delikatnie, niczym skradający się w ciemnościach drapieżnik. Niewielką komnatę po drugiej stronie wierzei przerobiono na sporą garderobę, w której walały się wystawne stroje i magiczne artefakty. Całość opływał leniwy ciężki blask astralnych zniczy. Przed jedną ze ścian, przy małej toaletce siedziała artystka i szczotkowała piękną białą grzywę. Patrzyła nieruchomo w zawieszone lustro.

Mistyczka ostrożnie zamknęła skrzydło i podeszła bliżej.

– Musimy pogadać! – wypaliła.

Bruka czarnej maści odziana w błękitną halkę z odkrytymi ramionami nadal szczotkowała włosy jak gdyby nigdy nic. Jej prawy profil: twarz, szyję i obojczyk znaczyły białe łaty. Doświadczone oko mistyczki odczytało znaczenie tych magicznych mutacji i nakazywało ostrożność.

Sebil nachyliła się i spojrzała w wesołą twarz zwróconą nieco w tył, żeby ułatwić czesanie. Otwarte szeroko oczy artystki spowijała mętna Smuga Ślepych. Mistyczka pomachała dłonią przed nosem białogrzywej. Znów brak reakcji, tylko cały czas ten miły uśmiech na łaciatym licu. Orijana rozkoszowała się szczotkowaniem, nieświadoma obecności nieproszonego gościa.

– Czyli i głucha i ślepa… – Nie ma to jak łatwe źródło informacji… – westchnęła Sebil.

Odstąpiła od kobiety głaszczącej zadbaną grzywę i zrzuciła przybraną aurę, która imitowała zaklęcie sprzed wejścia.

Czesanie ustało. Uśmiech zniknął. Szczotka wystrzeliła w kierunku Sebil niczym uwolniony bełt.

Zrobiła unik.

Moc wezbrała z nicości. Błyskawica rozdarła powietrze, ale mistyczka zasłoniła się całunem z szarej energii. Piaski pochłonęły ciśniętą astrę.

– Spokojnie… Chcę porozmawiać! – wrzasnęła w nadziei, że artystka słyszy cokolwiek.

Orijana wywołała łańcuchy błyskawic, które zaczęły tańczyć po podłodze suficie i meblach. Pokaz siły, ale dla Sebil mało imponujący. Seria piorunów uderzyła niczym świetliste sztylety. Powietrze wypełnił zapach burzy. Jak na zwykłego czarodzieja artystka radziła sobie z astrą całkiem dobrze. Ale mistyczka Arkturosa dysponowała większą mocą, nawet tu, z dala od ołtarza. Skupiła się jednak na obronie – potrzebowała informacji, a nie trupa.

– Jak tu się z tobą porozumieć… – pomyślała na głos i posłała kilka skoordynowanych, szybkich impulsów magii w stronę spłoszonej niewidomej.

Artystka przygasiła rozbłyski skaczące po ramionach.

– Tak, znam Mowę Wiatrów. – Astra poniosła odpowiedź zakodowaną w drganiach symetrii.

Stały przez chwilę w napiętej ciszy.

– Dlaczego tu przyszłaś? – spytała białogrzywa, wracając na krzesło przy toaletce.

Wycofała błyskawice, ale w astrze nadal pulsowała moc gotowa razić śmiercionośnym światłem. Orijana wyczekiwała jednego niewłaściwego ruchu. Jednego gestu. Czuła Sebil, czuła ją przez pole. Widziała, jak mąci nicość nadając kształt swemu istnieniu.

– Słyszał, że ty wiesz… dużo wisz – odpowiedziała Sebil prostym oszczędnym językiem. Mowa wiatrów nie należała do najłatwiejszych, a ona nie posługiwała się tym językiem od czasów pierwszego życia.

– Dziwne pogłoski o kimś głuchymi ślepym od urodzenia.

Artystka natomiast opanowała sztukę astralnej mowy niemal do perfekcji. Krótkie impulsy magii oddały nawet drwinę.

– Wicieć i słyszeć. Moszna różnie – uśmiechnęła się mistyczka i podeszła do stolika z piramidą zaprezentowaną podczas niedawnego koncertu.

Białogrzywa bruka poderwała się z siedziska.

Sebil ściągnęła lnianą przesłonę i pochwyciła artefakt.

– Wiesz, co to est? – spytała, ale odpowiedziała jej jedynie cisza i upiorne spojrzenie zamglonych ślepych oczu. – Nie jeż futełka, nie zabiorę ci zabawki, ale lepiej, żebyś wieciała, do czego to ustrojstwo jest zdolne.

Sebil rozpaliła magiczne glify. Seria krótkich i silnych fal wieczności przeplatanych zmianą przemknęła po polu niczym seria bardzo wysokich fal po spokojnym morzu. Białogrzywa stęknęła i zachwiała się na nogach, a jej twarz zeszpecił bolesny grymas. Szybkie zmienne wibracje atakowały aurę, przenikały ciało, szarpały inrę.

– To jest bardzło stare i skuteczny narzędzie tortur; potrafić nękać ofiary godzinami, nie przynosząc śmierci: bardzło przydatne podczas przesłuchań. – Mistyczka uśmiechnęła się do drugiej Bruki i odłożyła piramidę na stoliku. – Nie zrozum mnia źle… Nawet mnia to cieszy, że teraz uszywa się tego ku uciesze gawiedzi: kolejny przykład, że każdą tyranię spotka koniec.

Narzuciła lnianą płachtę na dogasające runy zdobiące ściany magicznego urządzenia.

– Mów czego chcesz, Sana’avil? – wysapała Orijana.

– Pokaszę…

Płaszcz Sebil poszarzał, pokrył się bruzdami i rozsypał w proch, tworząc płaski kopiec ze srebrzystych piasków. Na małej pustyni pojawiły się wydmy, które następnie zlały się w rosnący słup niczym wytwór jakiegoś opętanego kreta.

– Poznajesz ją. – Sebil skinęła na piaskową miniaturę brukijskiej kobiety z długą grzywą i puchatym ogonem. – Jej szukamy.

– Zapominałaś, że jestem ślepa…?

– Daruj sofie gierki. To sproszkwane perły pustni. Widzisz je aurą tak ja ciebie oczami.

– A co, jeśli ją znam? Po co ci ona?

Sebil wyczuła wzbierającą energię. Pęknięcia symetrii sączyły szarą zmianę w kilku miejscach garderoby. Energia otaczała mistyczkę, pełzając po ścianach; czaiła się tak, aby nie zwrócić na siebie uwagi. Ewidentnie poruszyła temat, którego dotykać nie powinna i Orijana szykowała się do natarcia.

– To pszyjciółka; zaginęła, a my próbujemy ją odszykać.

– Dziwne, nie wspominała o żadnych przyjaciołach.

– Czyli jednak…

Błyskawica przeskoczyła pomiędzy ścianami komnaty tuż nad głową Sebil. Dywersja. Kolejne pioruny uderzyły w Sebil z kilku stron. Nieskutecznie. Wir szarych piasków tańczył już wokół Bruki, tworząc tarczę z astry. Schwytane błyskawice opadały na kamienną posadzkę w postaci bryłek z brudnego, świecącego szkła.

– Trzeba kańczyć ta uroczą zabawę – syknęła Sebil. Piaszczyste wici skręconego pyłu uderzyły z prędkością wystrzelonej strzały.

Białogrzywa zdążyła wykrzesać tylko kilka szczątkowych błyskawic, nim poczuła pęta z szarego pyłu oplatającego kończyny. Ostatnia spojona wolą macka zacisnęła się na gardle.

– Nie prowakuj mnie, kuglarko, bo nie jesteś dla mnie przeciwniszką.

Drzwi wejściowe wybuchły, wypadając z zawiasów. Arq wparował do środka zdezorientowany i omiótł wzrokiem pomieszczenie.

– Pomóż... – posłała artystka resztkami gasnącej świadomości.

– Zwolnij zaklęcie!

– Wybacz kiciu: nie ufam ani tobie, ani jej.

Arq bez ostrzeżenia przeciął piaskowe wici stalowymi szponami. Uwolniony impet zerwanych więzów pozbawił Sebil równowagi.

Białogrzywa zamachnęła się pięścią oplecioną w błyskawice, ale Arq zakleszczył małą dłoń w olbrzymiej metalowej grabie.

– Spokój powiedziałem! Obie! Teraz rozmawiamy.

 

***

 

Nerwową ciszę przerwała Orijana – a raczej Orina, bo tak brzmiało jej prawdziwe imię.

– Nie można wam ufać! – warknęła artystka, rzuciwszy Sebil wrogie spojrzenie. Białe tęczówki dodawały upiorności temu symbolicznemu gestowi.

– Nie, ale czarodziejki nie skrzywdzimy – sapnął astralnie: mowę wiatrów znał prawie tak dobrze, jak artystka, co wprawiło Sebil w coś, czego doświadczała niezwykle rzadko i szczerze nienawidziła: obrzydliwe zakłopotanie. Uczucie tak nieprzyjemne i tak obce, że chciała się go pozbyć jak śmierdzącego błota z pięknego futra. Musiała bardziej pilnować spójności wytworzonych wibracji.

– Po co jej szukacie?

– Właśnie, kotko, po co? – wygenerowała. Nadal z błędami, nadal niedoskonale. Była na siebie zła, że zapomniała części dziedzictwa, mowy przekazywanej przez pokolenia dotkniętych przez magię.

Arq spojrzał na mistyczkę z zawziętą miną mordercy gotowego rzucić się na ofiarę. Dreszcz ekscytacji przebiegł jej po plecach, jeżąc ciemną pręgę aksamitnej sierści, a ogon zaczął mimowolnie meandrować w powietrzu. Lubiła takich typów. Lubiła walczyć o dominację.

– Weź mnie! Tu, teraz, na podłodze! – Poszybowało w astrze. W dodatku zaskakująco czystym językiem.

Odruchy czasami są zbawienne, a czasami bardzo krępujące. Sebil zwarła aurę, ale serii drgań nie szło cofnąć. Bruk uśmiechnął się lubieżnie, a Orina przewróciła oczami.

– Szlag! I czego się szczerzysz!? Odpowiedz na pytnie! Uratowana księżniczka czeka. – Mistyczka przeplatała dwa rodzaje mowy.

Arq puścił jej oko i obrócił się w stronę artystki. Nie musiał. Mową wiatrów kierowała myśl niesiona aurą, ale jednak odruch patrzenia w oczy w trakcie rozmowy wziął górę.

– Czarodziejka może być nietypowo magicznie uzdolniona. Szukamy jej na polecenie mistrza wieży w Batismanur… Rada Mass-Tanas chcę ją zbadać. – Obrócił twarz w stronę mistyczki. – Teraz ty, koteczku, mów prawdę: po co szukacie dziewczyny?

– Mamy mniej wniosłe cale. Cesarz myśli, że przełożona mojego zakona przyczyniła się do śmierci tej czarodzijki. Chcę ją znaleźć, żeby oczyścić imię Matki Karevis.

Znowu nastała cisza. Orina myślała intensywnie i nie miała pojęcia, że wydaje przy tym dziwne dźwięki na pograniczu jęków i mlaskania. W końcu zdecydowała się powiedzieć prawdę – a przynajmniej coś powiedzieć.

– To było jakieś dwa tygodnie temu, może trochę więcej. Opuściłam statek, który zacumował w Mederet i szukałam miejsca, żeby zorganizować przedstawienie. Po występie zostałam zaatakowana, a ta Dotknięta razem ze stepowcem pomogli mi ocalić skórę. Powołali się na starą… znajomość. Oni potrzebowali dostać się do Girzel, a ja najwidoczniej potrzebowałam więcej ochrony.

– Dotknięta… Jaki kolor? – spytała Sebil.

– Biała, dotknięta przez morze. Przyjaciółka powinna wiedzieć takie rzeczy?

– Nie urodziło się taka.

– Powiedziałaś „oni”; z kim była ta dziewczyna? – dopytał Arq.

– Fus, ładny chłopak, trochę roztrzepany, chyba coś ich łączy, nagania na centralnym placu.

– To się Cesarz zdenerwuje… – wysyczała Sebil, trochę rozbawiona całym ambarasem. Wesołość minęła, gdy zdała sobie sprawę, że nie tylko Cesarz się rozczaruje.

– Gdzie jest teras? – Astra poniosła złość i zniecierpliwienie. Sebil nie chciała tracić czasu.

– Wyszła kilka godzin temu; nagle, bez wytłumaczenia, wiem tylko, że coś się stało, coś poczuła, ale nie chciała powiedzieć, co. Mruknęła tylko, że musi go ratować i że wróci.

– Cudnie… Idziemy, kiciu. – Sebil wezwała piaski i zespoliła je w płaszcz z kapturem, który narzuciła na głowę. – Idziemy przepytać chłoptasia.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania