Pokaż listęUkryj listę

Pięć Domen: Tom 2 - Wiatry Zmiany: cz. 19

Partia szachów

 

Mezmir w postaci Hakra zbliżył się do ratuszowej okiennicy i rozsunąwszy nieco ciężkie story, wyjrzał na zewnątrz. Tłum wyczekiwał nowego władcy; już nie namiestnika z ramienia wyższego od siebie, ale pełnoprawnego dzierżyciela korony.

Galat odpłynął w zadumę.

Minęło kilka dni, nim zdołali zabezpieczyć Jadeitowe serce i przewieźć je do Watenfell. Bez odkryć Markusa nie byłoby to możliwe: stabilizacja takiej mocy w ruchu graniczyła z cudem, ale jednak… cuda się zdarzają. Razem z Crow dokonali czegoś, co jeszcze całkiem niedawno pozostawało w sferze marzeń.

Namiestnik „eksplodował” radością, wykrzywiając kant złożonych warg w ćwierć-uśmiech, ale opanował się natychmiast i jeszcze raz omiótł wzrokiem ogromny plac pod dawną belantrejską wieżą zaadaptowaną na ratusz – choć w tym wypadku pałac był bardziej trafnym określeniem. Zgromadziła się na nim przyszła armia Wolnego Walonu; kilka tysięcy wojów dumnej północy wspieranych przez Bruków z gór Tanagaru. Wszyscy domagali się przemowy, łaknęli inspiracji, chcieli świadkować chwili, gdy obwieszczone zostanie oderwanie doliny za Baskirem od reszty Cesarstwa Sungardu. Nawet dzicy drapieżcy poddawali się atmosferze zwycięstwa, choć to oni ponieśli największe straty na zniszczonym moście.

Unia z odrodzonymi plemionami Urugwuru miała przynieść obustronną korzyść: ludzie wzmocnili swój potencjał militarny, a Brukowie zyskali góry i nieco terenu w dolinie na własność. Co prawda nowe ziemie przyznane potomkom pierwszej północnej cywilizacji miały pozostać częścią nowo utworzonego księstwa Walońskiego, ale za to z szeroką autonomią. To najwyraźniej wystarczyło barbarzyńcom – przynajmniej dopóki nie będą gotowi na przejęcie ziem na własność.

Głupcy, pomyślał Mezmir i przeniósł wzrok na kamienny, wyłożony pawimentem podest, na którym rozstawiono mównicę z polerowanym marmurowym pulpitem. Za podwyższoną amboną spoczywał przesłonięty rozległą płachtą wysoki obiekt; jakby obelisk, czy monolit? Plotkowano, iż to pomnik wyciosany z magicznego kamienia, żeby upamiętnić tę wzniosłą chwilę; ponowne narodziny... Nie! Raczej wyzwolenie od okrutnego rodzica, co to niegdyś wyrwał noworodka z rąk prawdziwej matki… Odrodzenie bez więzów na wzór zmartwychwstałego boskiego ogiera Zamanahajry.

Mezmir uradował się w duchu.

Tak, to będzie dla was pamiętna chwila, pomyślał i wykrzywił obsydianowe usta w paskudny uśmiech – tym razem całkiem szeroki.

Drzwi wejściowe delikatnie skrzypnęły.

Nie zareagował. Jego jaskrawe szmaragdowe oczy utknęły na ruinach portalu miejskiego, którego dwa niepowalone filary nadal tętniły gromadzącą się mocą.

– Jesteś gotów? – spytała Crow, pozostawszy w ludzkiej postaci. Nie czekając na odpowiedź, podeszła bliżej i otaksowała wzrokiem hebanową skórę na plecach Mezmira. Ciemność oblepiała go jak smoła i zlewała się z sylwetką, rozmywając kontury wyciętych mięśni.

Namiestnik milczał.

– Nie powinieneś chodzić po pałacu w tej formie. Prócz naszych jest tu służba.

– Nie po to robimy to wszystko, żeby kryć się jak szczury w norach – oznajmił tonem typowym dla niego: tak mroźnie obojętnym, że ścinał powietrze w szron.

Nie odwrócił się w jej stronę.

Czarownica wystawiła dłoń, żeby dotknąć czarnej łopatki brata.

– Nie! – głos rozdarł myśli. Po oczach Crow przebiegł poblask toksycznej zieleni.

Cofnęła dłoń, stanęła obok namiestnika i wyjrzała przez okno.

– Czy uważasz, że jest to możliwe…? Czy oni kiedykolwiek dadzą nam żyć, jako nowej rasie?

– Nie sądzę – warknął Mezmir i agresywnie zasłonił storę. – Dlatego potrzebujemy Ojca i jego Moderatorów. Z tak silną protekcją nie będziemy musieli zabiegać o akceptację. Wymusimy ją.

Crow otworzyła usta, chcąc coś powiedzieć, ale boczne drzwi prowadzące na korytarz zawyły z zawiasów, brzmiąc niczym zawodzenie torturowanego skazańca.

– No proszę! Dwie woskowe figurki znowu razem – zagabnęła zaczepnie Wernella.

Greplinka przekroczyła próg bez zaproszenia i zrobiła kilka kroków w stronę rodzeństwa. Mezmir obrócił się łagodnie. Siła majestatu jego nowej postaci wystarczyła, żeby tatuażystka straciła na pewności siebie i starła podły uśmieszek z twarzy.

Stanęła w bezpiecznej odległości – w jej ocenie.

– Mów: czego chcesz? – rzucił Mezmir. Słowa niemal syczały w powietrzu jak ciśnięte ostrza skierowane prosto w głowę Wernelli. Tęczówki namiestnika jaśniały zatopione w nieprzeniknionej czerni oczu na wzór oazy z kojącego światła pośród pustyni pełnej mroku.

– Mistrz Inahan wzywa was do siebie; natychmiast! I ubierz coś na to zwęglone truchło, nie każdy chce oglądać twoje smoliste wdzięki – obwieściła Greplinka, nie szczędząc obelg. Nie czekała na odpowiedź, tylko zawróciła w stronę wyjścia.

– Przysięgam ci, siostro, że obetnę jej ten gadzi jęzor i każę połknąć.

Crow uśmiechnęła się kobieco i wzięła koszulę z pobliskiej garderoby. Skóra Mezmira pojaśniała i przybrała blady cielisty odcień.

– Tylko obiecaj, że to nie będzie szybka śmierć – szepnęła czarownica i podała mu ubranie.

Warga namiestnika drgnęła lekko w ekstazie. Uradowany podsunął Crow w pełni ludzkie ramię. Cieszył go fakt, że ostatnio wróciła do normy; egzekucja byłego „naczynia” okazała się przełomem w jej ewolucji do niezależnego bytu.

Tym razem wewnętrzny głos czarownicy nie krzyczał, więc wzięła brata pod rękę i razem ruszyli na spotkanie z mistrzem.

 

***

 

Proditis Inahan czekał na wezwanych przy stole w swojej prywatnej komnacie. Oddalenie od jadeitowego serca wywoływało w nim podenerwowanie, a sytuację pogarszał fakt, iż ostatnio zalała go fala wyjątkowo niepokojących wieści. Plan składany przez wieki zaczynał pękać i kruszeć w fundamentach, a jego kluczowe elementy zapragnęły nieco namieszać i rozbiegły się po planszy rzeczywistości tylko po to, by utrudnić mu życie – a przynajmniej tak to teraz postrzegał.

– No cóż – westchnął. – Trzeba się zaadaptować. – Zerwał się na nogi, ale ciało natychmiast ukróciło zapędy umysłu do szybkich i gwałtownych ruchów; miało ograniczenia, a to, w którym został zapieczętowany, miało ich bardzo dużo.

Farog, Senidczyk parający się zakazaną sztuką chimeryzmu, przyglądał się starcowi z cienia. Oparty o mur przy wąskim podłużnym oknie zwieńczonym wymyślnym maswerkiem, stukał brukowymi szponami o kamienną ścianę.

– Coś cię trapi, Moderatorze? – spytał potężnym basem.

– Masz na myśli coś poza klatką z sypiącego się truchła? Tak, będzie mała zmiana planów.

– Chodzi o ten pusty grób przy wieży?

– To też, choć to najmniejsze zmartwienie. Od początku wiedziałem, że Crow zbytnio zżyła się ze swoim nosicielem. Trzeba to załatwić, zanim odzyska pełnię sił. Ale tym zajmie się Wernella.

– A jej Brat?

– On jest inny i w nim… w nim pokładam jeszcze jakieś nadzieje. Poza tym musimy być ostrożni: jest jeszcze istotny dla planu.

– Oczywiście, mistrzu. W razie potrzeby…

Rozmowę przerwało kilka uderzeń kołatką.

– Wejść!

Greplinka rozwarła skrzydła okutych mosiądzem wrót i pewnym krokiem przekroczyła próg, torując drogę istotom przypominającym rodzeństwo namiestników Walonu.

– W samą porę.

– Mistrzu Inahanie. – Mezmir skinął głową, okazując szacunek. – W jakim celu nas tu przyzwałeś? Czyżby przejęcie miało się opóźnić? – spytał szczerze zaniepokojony, choć postronnym nie było dane tego odczuć.

– Nic z tych rzeczy, ale jednak inne sprawy wymagają niewielkiej… reorganizacji. Zmierzch przysłała wieści, które wymuszają zmianę podejścia od pozyskiwania kluczy. Otóż Sehel zdrajczyni opuścił Sefalos – a raczej został z niego uprowadzony.

– Uprowadzony?

– Tak, Mezmirze. Starsza Atma Adramon jakimś cudem wymknęła się z zasadzki w Amuen i nie wiedzieć dlaczego, wykradła młodego człowieka z Astrolabium. Razem z Ojcem przypuszczamy, że Matka postanowiła działać i pomieszać nam szyki.

– Starsza daleko nie uleciała – uśmiechnęła się Wernella, a jej tatuaże na szyi poruszyły się jak leniwe węgorze na dnie zamulonego jeziora.

– To też prawda; pozostali w Girzel, na dodatek Zmierzch potwierdziła coś, co było dla mnie kompletnym zaskoczeniem, dla Ojca również. W mieście bramie znajduje się pieczęć Murkira – oświadczył Proditis, robiąc wymowną pauzę.

– Mistrzu – odezwała się Crow – przecież Turingal został schwytany i jest w naszych ręka…

– Ich jest dwoje! – przerwał jej szorstko starzec, a runiczna szrama na jego twarzy zapłonęła gniewną czerwienią. – Tak, niestety to prawda; Murkir musiał podzielić moc na dwie części – dodał łagodniejszym tonem, wykrzesując przy tym sympatyczny półuśmiech. – To może nam utrudnić pozyskanie części dla Faroga. Ale są i dobre wieści. Serce umożliwiło mi wykrycie czegoś jeszcze: niebieskiej wstęgi skrytej w kokonie z mocy.

– Sehel ładu, ta czarodziejka z mostu? – Oczy Crow utonęły w obsydianowej czerni, a szmaragd tęczówek zapłonął żądzą zemsty. – Ona i ten bachor… Oni…

– Wystarczy, Mavis! – warknął Inahan i spojrzał na czarownicę badawczo. Nie zareagowała gniewem na stare imię, dokładnie tak, jak się tego spodziewał. – Przyjdzie jeszcze pora na porachunki, a chłopiec musi pozostać żyw przynajmniej do momentu złamania pieczęci.

– Tak, Mistrzu. – Spokorniała.

– Mam dla ciebie inne zadanie – oświadczył, przytulając swój kostur. Na poskręcanym długim drągu z okutym klinem osadzonym u dołu widniały symbole; wypalone cienkie żłobienia wypełnione metalem.

Mezmir zmierzył starca wzrokiem. Proditis był dziwnie szorstki dla jego siostry; zwykle traktował ją jak ulubienicę, oczko w głowie, a teraz… Teraz nawet Wernella otrzymała więcej szacunku. Oczywiście namiestnik okazał zaniepokojenie niezwykle wylewnie poprzez szaleńcze drgnięcie lewego łuku brwiowego.

– Ponoć ci bluźniercy w Rykrze – kontynuował Proditis, kulejąc w stronę okratowanego okna – sprowadzili sobie priamskiego golema. Nie wiem, kto im go sprzedał, ani skąd go miał, ale takich tworów jest więcej. A jeśli uda im się uruchomić tego, zdołają i resztę. Ale do meritum; Werne będzie potrzebowała magicznego wsparcia w razie, gdyby jeden ze strażników Perłowej Wieży został aktywowany.

– Tak, mistrzu – potwierdziła Crow. – Będę jej towarzyszyć.

Nie chciała tego, nie w takim stanie, ale wyczuła, że nie ma tu pola do dyskusji. Ostatnio Moderator zmieniał swoje oblicze; im bliżej miał do realizacji upragnionego celu, tym bardziej zatracał się w wizjach przyszłości… A może po prostu powoli zrzucał maskę?

Greplinka bawiła się bliznowatym tatuażem na dłoni, rozświetlając bruzdę na różne kolory. Liczne dawno zagojone nacięcia skóry uformowane na kształt podłużnych glifów pulsowały pod cienkim odzieniem, które narzuciła na zbite, umięśnione ciało. Przyglądała się Crow z lekkim uśmieszkiem przylepionym do twarzy i… milczała, co było najbardziej nietypowym zjawiskiem.

– A jaka będzie moja rola w dalszym planie? – spytał namiestnik.

– Ty, synu, wpierw wygłosisz krótkie przemówienie: musimy otworzyć ich na Ojca; wyzwolić większą żądzę… Potem ja przejmę stery. Będziecie obok: na wypadek, gdyby trafili się oporni. Po wszystkim ruszysz na czele Walońskiej armii przez przełęcz Iwra, gdzie przekroczycie Baskir. Wojsko założy obóz po drugiej stronie.

– A Sungardczycy? Nie zaatakują, kiedy przejdziemy przez rzekę?

– O nich nie musisz się martwić, Mezmirze; agenci w stolicy już działają. Pionki są na swoich miejscach, gotowe, by rozegrać zwycięską partię. Jedyną niewiadomą pozostaje Telmonton i do zmiany tej sytuacji będziesz mi potrzebny. Nie kryj się zbytnio z wojskami, nie zabijaj przyczajonych zwiadowców. Niech wieść się niesie… Jak już ten opas Garnefor zacznie robić w gacie, zaoferujesz mu tymczasowy sojusz, przynajmniej dopóki nie dokonamy przejęcia całego starego Sungardu. Ten półgłówek sprzedałby własną Matkę, żeby tylko zachować władzę – skwitował Inahan i wykrzywił usta w grymas pogardy.

Farog ruszył ogromne ciało spod ściany i wszedł w słabe światło, wpadające do pokoju. Sarisa uwiązana za plecami mieniła się magicznym blaskiem, a aura mocy, jaką roztaczał wielkolud, wysycała powietrze, nadając atmosferze ciężki i cierpki posmak. Tatuaże Wernelli pojaśniały ledwie widocznym blaskiem wszystkich domen, gdy minął ją o niespełna pół metra.

– Mistrzu, a jaki jest plan co do pieczęci w Girazel? Mamy tam na pewno dwóch, a może i trzech Seheli; ja jestem gotów na chimeryzację wszystkich – oświadczył i przejechał pazurami brukijskiego ramienia po blacie drewnianego stołu.

– Wiem, synu, że chciałbyś już poznać naszego stwórcę i dobrodzieja, ale nie możemy działać pochopnie. Musimy wpierw sprawdzić informację i zebrać wywiad. Potrzebujemy tam naszego człowieka, żeby potwierdził obecność pieczęci, a potem… Mocne i skuteczne pchnięcie, szybki celowany atak pod osłoną nocy. Jeśli nie uda się zmusić ich do generacji, wtedy zabierzemy wszystkich do Walon. Serce zrobi resztę, ale pamiętaj! Pomiot Matki… – to określenie uwięzło Proditisowi w gardle – on jest priorytetem. Z jego częścią zwabimy i poskromimy resztę…

– A kto będzie sztychem tego pchniętego ostrza, mistrzu…? – spytała czarownica.

– Wpierw przedstawię wam informatora. Wyjdź! – nakazał bliżej nieokreślonemu adresatowi.

Niewielkie drzwiczki wiodące do bocznej alkowy rozchyliły się z wolna. Postać w białej szacie obszytej złotymi lamówkami wkroczyła do pokoju. Crow rozwarła oczy ze zdumienia.

– Arcykapłan Sared ze świątyni Imaltis w Oruun – przedstawił go Proditis. Kapłan pokłonił się lekko. – Jeden z naszych akolitów znalazł hierarchę uzurpatorki w jednej z cel, podczas czystki w świątyni. Jego umysł był w całkowitej rozsypce. – Pogłaskał kapłana po głowie; mężczyzna łasił się do dłoni niczym ludzkiej wielkości kocur, wręcz upajał się dotykiem Proditisa. – Uznałem, że może nam się przydać.

– Ukryć szczura pośród myszy – wyszeptała czarownica.

– Dokładnie – potwierdził zdawkowo Inahan. – Pomyślałem też, że poślę jednego Hakra z wieścią o synu tych dwojga, o których mi doniosłaś, Crow. Myślę, że list od starszej Atmy z zaproszeniem do Girzel wystarczy. Ludzcy opiekunowie pomogą i wywabią chłopaka z kryjówki, a jak przyjdzie czas… No cóż… wiemy, że traumatyczna śmierć rodziców potrafi uchylić pieczęć i doprowadzić do generacji. Prawda, Farogu?

Sanidczyk uśmiechnął się ciepło i pogłaskał brukijskie ramię, w którym pęczniały żyły: zupełnie jakby ręka nie godziła się ze swoim losem i kipiała od gniewu.

– Tak, z Brukiem się udało, teraz też jest szansa.

Starzec skinął głową, odchylił storę i skupił wzrok na czymś w oddali. Na ruinach portalu miejskiego.

– Już niebawem poznacie ostrze, zęby i pazury Ojca – wysyczał.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Vespera dwa lata temu
    Kurde, urwane w takim momencie. A ja bym chciała wiedzieć, co będzie dalej, już, teraz...
  • MKP dwa lata temu
    W przyszły czwartek:)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania