Pokaż listęUkryj listę

Pięć Domen: Opowiadania - Przyjaciel: cz. 8

Szare wiatry wieści niosą, ziemia spłynie krwawą rosą

 

– No już nie płacz, tylko opowiedz, co się stało? – wypytywała Perl, zasiadając przy dygoczącym kłębie z poduszek i zwiniętego koca. Milena tylko pociągała nosem i zanosiła się od tłumionego szlochu. – Zastałaś go z inną? – ciągnęła przyjaciółkę za język.

– Nie – wymamrotała mistyczka.

– Z innym…?

– Nawet tak nie mów! – oburzyła się Karevis – Jeszcze ktoś usłyszy i wyrzucą go ze straży. Wiesz, jak plotki szybko się rozchodzą.

– Wiem, bo sama najczęściej jestem ich nośnikiem, ale nasze rozmowy zostają zawsze między nami. Więc, co? – zbrojmistrzyni ostentacyjnie rozłożyła ręce. – Co on ci zrobił?

– On mnie… O mnie zgwałcił! Chciał zerżnąć jak zwierzę! – wyrzuciła z siebie Milena.

– To bydlę! – Perl poderwała się z pryczy. – Niech no się tylko Matka dowie, to go wykastruje! – oburzyła się, po czym zrobiła krok w stronę wyjścia. Mistyczka załapała przyjaciółkę za dłoń.

– Poczekaj – poprosiła i usiadła na brzegu łóżka nadal szczelnie zawinięta w pled.

– Nie mów, że ci go nagle szkoda!? – żachnęła się zbrojmistrzyni.

– Nie wiem, czy sama go nie sprowokowałam.

– Posłuchaj mnie uważnie… – Perl podjęła jej dłonie, przykucnęła naprzeciw i spojrzała w przekrwione, opuchnięte oczy – To, że z nim flirtowałaś, nie daje mu praw do…

– Nie o to chodzi – przerwała jej Milena.

– Więc co? I przestań z tymi zagadkami.

– Użyłam zaklęcia, żeby wlecieć na mur. Chciałam mu zaimponować i wtedy… Wtedy coś we mnie wstąpiło: żądza nie do ujarzmienia. Ja… Ja nie byłam sobą, Perl. To było takie… Pociągające; upajające pragnienie obdarte z ograniczeń sumienia. – Spojrzała przyjaciółce głęboko w oczy. – Przecież ja taka nie jestem, Perl?

– Chodź tu… – zbrojmistrzyni przysiadła obok, przytuliła Milenę do siebie i zaczęła szeptać delikatnym kojącym głosem:

– Zapamiętaj! Nie ważne czego byś nie zrobiła – zaznaczyła palcem – po seksie nie powinnaś się czuć tak jak teraz: wykorzystana. No, chyba że ktoś lubi takie ostre zabawy, to co innego.

Milena parsknęła.

– I czego się chichrasz? Ludzie lubią różne rzeczy: całkowita uległość, brutalność, wiązanie…

– Kto by pomyślał, że taka dziewczynka jak ty, może mieć tak popaprane fantazje – przerwała jej mistyczka, ocierając oczy.

Zbrojmistrzyni zareagowała na jej przytyk perlistym śmiechem. Ciche pukanie do drzwi przerwało ich wspólną chwilę. Korpulentna Zemma uchyliła skrzydło drzwi od celi i zajrzała do środka.

– A wam co się stało? Słyszałam płacz, to myślę sobie: „zajrzę”, a tu teraz chichot… ¬– spytała, stając w progu i zaczepnie opierała ręce o biodra.

– Babskie problemy: kochasia Mileny trochę poniosło – odparła Perl, trzepocząc rzęsami nad słodkim uśmiechem.

– Dzięki za dyskrecję – fuknęła Karevis.

– Aaaa… Nie bój się, mam na to maść – wypaliła mistrzyni Zemma. Perl i Milana wlepiły w nią zdziwione spojrzenia, które zakonnica odebrała jako ciekawość i zachętę do kontynuacji:

– Kiedyś taki jeden koniuszy tak mnie wymłócił, że…

– Dziękujemy ci za troskę, moja droga, ale tu pękło serce, a nie krocze – wyjaśniła Perl, po czym spojrzała na Milenę. – Prawda?

– Tak! – prychnęła mistyczka, przewracając oczami.

– W takim razie na to nie mam maści – Zemma wybrnęła żartem, ale nie zdołała ukryć rumieńca wstydu. – Matka Sainik wzywa nas do sanktuarium – zmieniła temat. – Jest strasznie wściekła: w sensie bardziej niż zwykle.

Perl wstała z posłania i lekkim tanecznym krokiem dostąpiła do siostry Zemmy...

– Nie pozwólmy jej zatem czekać. Mileno, dołącz, jak trochę ochłoniesz. – Zbrojmistrzyni puściła mistyczce oko i pokierowała tęgą zakonnicę do wyjścia. Tuż za progiem szepnęła jej do ucha:

– Z chęcią posłucham reszty opowieści o koniuszym. – Puściła Zemmie oko, prowokując kolejny wykwit rumieńca na policzkach zakonnicy.

 

**********************************************************************

Dziwny obcy zapach zmącił zadumę Sebil. Pociągnęła kilkukrotnie nosem i spojrzała w kierunku domniemanego źródła tej intensywnej gorzkiej woni, wymieszanej z wyczuwalnymi akcentami palonego kadzidła. Milena wkroczyła do kaplicy, niosąc na tacy dwa parujące kubki i standardowy zestaw herbaciany: cukier, filiżanki na spodkach, oraz imbryk z wrzątkiem. Powoli zniosła zastawę po stromych, zacienionych schodach i ustawiła na wyczarowanym przez Sebil stoliku.

– Co to? – spytała Bruka, nachylając się nad jedną z metalowych musztardówek wypełnionych czarnym, aromantycznym płynem.

– A tak sobie pomyślałam, że możemy spróbować czegoś nowego do tych wspominków – odpowiedziała Matka Karevis. – Dostałam te zmielone ziarna od wiernego: kupca, który wrócił aż z Narakamu. Powiedział, że trzeba to zaparzyć i pić do śniadania, na pobudzenie; ponoć orzeźwia, dodaje wigoru i poprawia krążenie. – Milena chwyciła swój kubek i gestem zachęciła Sebil do tego samego.

Obie siorbnęły w tym samym momencie i jednocześnie skrzywiły usta z obrzydzenia. Gorzki smak był czymś kompletnie przeciwnym niż aromatyczny zapach ulatujący z naczyń.

– To chyba się nie przyjmie – oznajmiła Matka Karevis.

– Ja tam jeszcze spróbuje z cukrem – wypaliła Sebil i posłodziła czarny płyn porcją kondensatu soku z białego buraka.

– Teraz lepsze – stwierdziła po pokaźnym łyku. – Ale czy dodaje energii? – Dopiła resztę. – Tego bym nie… – Duże oczy nocnego drapieżcy rozwarły się jeszcze szerzej.

– Sebil? – spytała skonfundowana Milena.

– Nic mi nie jest, opowiadaj dalej. Dosyp sobie cukru, jest lepsze. Wygodnie ci? Poprawić siedzenie? To poprawie, albo wyczaruję nam fotele, albo…

Milena odstawiła swój kubek i nalała do filiżanki starej, dobrej herbaty doprawionej odrobiną nindry górskiej. Zioło było powszechnie znanym środkiem na ukojenie nerwów.

– Masz – wepchnęła Bruce napar w ręce. – Wypij! To powinno sprowadzić normalny stan umysłu.

– Ale ja nie chcę!

– Wypij! – zaordynowała Matka zmienionym, ciężkim głosem. – Bruka wychłeptała duszkiem. Milena odczekała chwilę i spytała:

– Lepiej?

– Czy ja wiem…? To było fajne uczucie. Musisz mi przynieść trochę tego diabelstwa na później – oświadczyła mistyczka Arkturosa i ułożyła się bokiem na wyczarowanej z piasków leżance. Jej ciemny, porośnięty szczecią ogon żył własnym życiem, wijąc się jak granatowa, pasiasta kobra. Wydawał się Sebil nadzwyczaj interesujący, wręcz hipnotyzujący. – Możesz opowiadać dalej, tylko w skrócie: zaczyna mi się zbierać na drzemkę. – mistyczka ziewnęła, prezentując rzędy bielusieńkich kłów.

– Ehh… – Milena westchnęła ciężko. Powoli zbliżała się do nieuchronnego. – Dalej wszystko potoczyło się już bardzo szybko…

 

****************************************************************************

 

Tatiana nerwowo stawiała kroki, niemal ryjąc ścieżkę w kamiennej posadzce przed głównym ołtarzem Arkturosa. Ten święty tryptyk wykuty w granicie przedstawiał scenę narodzin boga zmiany. W jego centrum, na ogromnej perle pustyni, stała humanoidalna postać bez twarzy otoczona wirem ze srebrzystych, skrzących się elementów. Na prawo od niej, przyobleczona w tkaniny ze złota i stopów miedzi, modliła się Matka Stworzycielka Imaltis, a po lewej, skąpany w mroku odzwierciedlonym przez otaczające go obsydiany, klęczał Ojciec Ultis. Osłaniał oczy z osadzonych szmaragdów, przed padającym nań blaskiem obu bóstw.

Ołtarz stał na końcu sanktuarium głównej katedry Cór Arkturosa i, w przeciwieństwie do magicznych piasków, był ogólnie dostępny dla zakonnic oraz wiernych, choć obecnie bramy zakonu zostały zamknięte dla pielgrzymów z zewnątrz. Matka Sanik miała coś nad wyraz ważnego do przekazania swoim podopiecznym i nie było to przeznaczone dla postronnych.

Skrzydła ciężkich wrót prowadzących do sanktuarium rozchyliły się niemal bezdźwięcznie, ślizgając lekko na ogromnych naoliwionych łożyskach: wynalazku Lemachów z Gor-Gazan.

Pierwsze zaniepokojone siostry, Mira Mirmik i Serta Erad, zajęły miejsca w ławach. Tuż za nimi weszły Perl wraz z Zemmą; obie zanosiły się od śmiechu, lecz gdy zobaczyły Matkę, której już niewiele brakowało do wybuchu, zamilkły i unikając karcącego spojrzenia, pokornie zasiadły w trzecim rzędzie.

Ostanie przybyły: Milena wraz bratem Jonem, wcześniej znanym, jako Joanna Hilsen, córka golibrody, zaś drzwi zaryglowała medyczka, Kahia de-Roy z rodu lekarzy de-Royów. W ówczesnym Telmonton kobiety miały spore prawa, jednak niektóre zawody pozostawały nadal zdominowane przez mężczyzn, dlatego Kahia zdecydowała się na posługę w zakonie: miała tu możliwość rozwijania swoich medycznych zainteresowań.

– Mistrzynie! – rozpoczęła donośnie Matka Sainik.

– Ekhm… – chrząknął Jon.

– Ehh… – Mistrzynie i...! Mistrzowie – powtórzyła z emfazą Tatiana ku uciesze Jona. – Niestety wszystko wskazuje na to, iż zagrożenie naruszenia granic telmiańskiego księstwa jest wysoce prawdopodobne.

Podniosła się wrzawa.

– Ciszej! Żebyście wy takie wyrywne do modlitwy były, jak do plot! No! Dajcie mi skończyć! – Te z was, które uważały na fakultetach z historii, doskonale wiedzą, że zakon przetrwał już niejedną wojnę, najazd, czy zwykłe próby ingerencji w naszą świętą strukturę… I wszystkie wiemy, że za każdym razem kończyło się to sromotną klęską oprawców. – Przyozdobiła twarz brzydkim uśmiechem i po dźwięcznej pauzie kontynuowała: – Wniosek z tego taki, iż nie jesteśmy stadkiem bezbronnych siostrzyczek…

– Ekhm…

– I braci, ale jak jeszcze raz mi chrząkniesz, Jon, to czeka cię tygodniowa warta! – obsobaczyła chłopaka, który skulił głowę. – Rześkie powietrze dobrze robi na gardło – dodała z przekąsem Matka i wróciła do głównego tematu:

– Niestety długi okres pokoju trochę stępił i zamglił naszego wojowniczego ducha. Na dodatek Sebil wciąż nie wybudziła się ze swojej regeneracji, więc zarówno jej, jak i nasze bezpieczeństwo zależy od przygotowania i gotowości do obrony. – Tyle tytułem wstępu, a co z tego dla was wynika… – Zatarła dłonie z satysfakcją. – Począwszy od jutra zarówno wszystkie mistrzynie jak i pretendentki, będą ćwiczyć fechtunek co-dzień-nie! – zaakcentowała nie dając miejsca na sprzeciw. – Zrozumiano!

– Tak, Matko Sainik – potwierdziły jednogłośnie, tryskając takim entuzjazmem, jak miód, który spływa po ściance słoika.

– Możecie odejść… Mileno zostań: omówimy kwestię portalu.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania