Pokaż listęUkryj listę

Pięć Domen: Tom 2 - Wiatry Zmiany: cz.4

Oczyszczenie

 

Ciszę w kaplicy ulokowanej pod katedrą Sióstr Miłosierdzia przerwało głośne wejście Mileny i Selekty – choć Trybada bardziej została wciągnięta, niż weszła o własnych siłach. Matka niemalże wniosła uwieszoną na sobie Safonkę, która pijana w sztok, zamiast poruszać się w przód, kreśliła stopami pokraczne wzory. W rezultacie większość tego niezwykle trudnego przedsięwzięcia, jakim było zejście po schodach, spoczęło na Milenie, która cierpliwie, stopień po stopniu, zmierzała w dół, jednocześnie udaremniając randkę Selekty z podłogą.

Oczywiście o wiele łatwiej byłoby po prostu zanieść Safonkę do Sebil, ale przeciwko temu rozwiązaniu przemawiały dwa fakty: nadal nie w pełni wygojone urazy, których doznała Karevis podczas bitwy nad rzeką oraz dość duże prawdopodobieństwo skończenia z wymiocinami na nowym habicie.

Po zakończeniu trudnej walki z prawami natury, w końcu udało im się stanąć na płaskiej podłodze i zbliżyć do Bruki stojącej nieopodal ołtarza. Mistyczka medytowała zwrócona twarzą w stronę posągu Arkturosa, górującego ponad ogromną czarą z magicznym, szaro-srebrnym piaskiem. Granica symetrii falowała spokojnie na astralnym wietrze, a pełgające wewnątrz makutry miniatury wydm wyrastały i zapadały się, mącąc pustynną taflę.

– Przepraszam cię, Sebil – przerwała jej Milena. – Byłabym wcześniej, ale jak widzisz, sprowadzenie jej tu nie należało do prostych zadań – oznajmiła i posadziła przybraną córkę na krawędzi ołtarza.

– Nie nudziłam się, uwierz mi – odowiedziała enigmatycznie mistyczka, nie wdając się w szczegóły i przeniosła wzrok na Safonkę.

– Na boga! Jak ty wyglądasz!? Zdejmij te śmierdzące łachmany! – nakazała rozweselonej upojeniem Trybadzie.

– Sama se z goło dupo biegaj! Hie… – odpysknęła Safonka, ozdabiając bełkot irytującym śmiechnięciem: hybrydą śmiechu i prychnięcia.

– Ha! – obśmiała ją Brukijka. – Chyba zapominasz, gdzie jesteś. Ja nie muszę tu o nic prosić – rzuciła Sebil i ostentacyjnie pstryknęła palcami przed nosem Trybady.

Brudne, poznaczone uryną łachy rozpadły się na drobne kawałki i uleciały na niewidzialnych wstęgach astralnego wiatru niczym zetlone fragmenty spalonego papieru.

– Ja cię! Ty… mnie muuu…sisz nauczyć tej szszsztuczki, Sebil!

– Jak wytrzeźwiejesz, moczymordo – warknęła mistyczka, mierząc Selektę ganiącym spojrzeniem.

Safonka radośnie machała nogami zwisającymi z balustrady i bawiła się niewielkimi – choć kształtnymi – piersiami. Wydała się Sebil zaskakująco… szczęśliwa.

– Co teraz? – wtrąciła się Matka.

– Teraz przenieś ją z dala od ołtarza, zanim puści mi pawia w piaski.

– Paczta na nią… Nie bój się, nie narobię ci do kuwety, ha! – krzyknęła Selekta, zanosząc się dławiącym śmiechem i runęła do wnętrza makutry.

– Z przyjemnością; miejmy to już z sobą – westchnęła Milena, po czym uniosła nagą wojowniczkę i posadziła na podłodze pośrodku sanktuarium.

– Zimno mi w dupę – ponarzekała Selcia, robiąc smutną minkę.

– Nie bądź aż tak rozkoszna, bo mnie wydasz – syknęła Matka.

W tym czasie Sebil chwyciła garść piachu z czary i, obchodząc Safonkę wokoło, ostrożnie usypywała runy, mrucząc przy tym mantrę. Wpierw trójkąt, jako filar zaklęcia, potem opisany na nim okrąg symbolizujący idealną symetrię pomiędzy domenami.

Oczywiście Trybada nie byłaby sobą, gdyby wiedziona ciekawością, nie chciała dotknąć okalającej jej srebrzystej ścieżki. Niewielkie magiczne wyładowanie błysnęło pomiędzy kręgiem a zbliżającym się do niego palcem.

– Auu… – jęknęła Selekta, wycofując dłoń.

– Nie grzeb mi tu w zaklęciach! – skarciła ją mistyczka.

– Dobra, phy – odburknęła, beknąwszy przy tym obleśnie.

– Prawie gotowe – skomentowała Sebil i odwróciła się w stronę Matki Karevis, która z niepokojem wdzierającym się w serce, obserwowała zaczątek rytuału.

– Wyjdź!

– Dlaczego?! – żachnęła się zdziwiona Milena.

– Ten zabieg jest bardzo bolesny, ale rezultat gwarantowany. Nie wiem, czy zdołasz na to patrzeć.

– Cokolwiek ma się tu wydarzyć… Czuję się współodpowiedzialna! – oznajmiła stanowczo Karevis, dając Brukijce do zrozumienia, iż każda próba wygnania jej z kaplicy spełznie na niczym.

– Jak sobie chcesz, tylko mi nie przerywaj. – Sebil ustąpiła i rozpoczęła rytuał, kreśląc ostatni znak przełamania wewnątrz runy.

Piaski zaczęły tańczyć na granicy usypanego kręgu wzbijane impulsami uwalnianej mocy. Mistyczka uklękła naprzeciw Selekty. Szeptana inkantacja mąciła nicość i szarpała symetrię magicznego pola. Sebil mówiła cicho, szybko, i ostrożnie; jakby wyjawiała komuś długo skrywany sekret. W końcu podniosła głos:

– Wewnątrz siostry żałość krzyczy, już ma dosyć… Precz goryczy! Ojcze zmiany, szarości panie; użycz mocy… Słysz wołanie! Mel-Run Mana-Ji! – Słowa mocy rozdarły pustkę. Energia wybuchła niewidzialnym gejzerem. Moc rzuciła Selektę na plecy i boleśnie docisnęła do posadzki.

Nie mogła się ruszyć.

– Sebil, nie podoba mi się to – skomentowała z niepokojem. Strach i adrenalina osłabiały upojenie.

Matka Karevis spąsowiała i nerwowo zacisnęła pięści, ale została na swoim miejscu.

– Mi też nie – oświadczyła Bruka, wrzucając resztę pyłu do kręgu. – Sei-Jamar – wyrecytowała, patrząc w niebiosa metalicznymi oczami. Jej ciężki głos uderzał energią, wzburzał astrę… Słowa wybrzmiewały niczym uderzenia w potężny gong.

Ciałem Selekty szarpnęło w górę jak szmacianą lalką.

– Seita-UŁ!

Wir pyłu uformował kulę nad Safonką. Na runiczny krąg napierała rozszalała astra. Mistyczka uniosła prawą dłoń w górę. Po ramieniu ściekała jej skłębiona moc, która parowała szarym dymem.

– Il baruk-an, galin-Ran!

Selekta poderwała się na kolana. Jej ciało spięło się boleśnie. Sebil ponownie spojrzała na Trybadę i z bólem w sercu wyszeptała:

– Przepraszam… Medu-Un, Nur-Ak!

Zaklęcie targnęło symetrią. Wirująca piaskowa sfera wyciągnęła się w lej ponad Selektą. Tąpnięcie mocy. Krótka wymiana spojrzeń i chwila zwątpienia.

Mistyczka zamknęła oczy i opuściła rękę.

Safonką rzuciło w tył. Kręgi chrupnęły wygięte w nienaturalny łuk. Wartki strumień piasku runął w dół i zaczął się wciskać do ust i nosa. Z każdą sekundą penetrował ciało Selekty, wywołując niewyobrażalny ból, niczym tysiąc pazurów rozszarpujących trzewia od środka. Safonka próbowała wrzeszczeć dławiona przez piach. Chciała błagać, ale nie mogła… To rozpaczliwe zawodzenie żgało serce Matki i rozcinało na drobne, krwawe kawałki. Sebil klęczała przed podopieczną jakby niewzruszona potwornym przedstawieniem.

– Sebil, wystarczy!

Milena ruszyła, żeby zabrać córkę z kręgu. Przystanęła po kilku krokach. Wiatr wywołany zaklęciem zwiał w jej stronę kilka kropel łez Brukijki. W tamtej chwili zrozumiała… zdała sobie sprawę, iż Sebil cierpi tak samo i to co robi, jest jedynym rozwiązaniem.

Pokornie wróciła na miejsce i z zaciśniętymi pięściami zaczęła modlitwę, prosząc o rychły koniec tego brutalnego obrzędu. Mistyczka powstała, wyciągając dłoń w stronę nagiej i wyczerpanej wojowniczki.

– Sebil… – Wyszeptała Selekta, patrząc na nią błagalnym spojrzeniem.

Mistyczka odwróciła wzrok i zwolniła ostatnie zaklęcie. Spazmy zaczęły rzucać korpusem Safonki. Ból promieniował w każdym mięśniu i pęczniał w każdej żyle.

Tortury w imperialnych lochach były niczym w porównaniu z tym, co czuł ktoś poddany tej inkantacji, gdy jego inrę rozrywano na kawałki w tysiącu miejsc naraz.

Chwilę później było już po wszystkim.

Astra przestała szaleć, a symetria pełgała na granicy pęknięcia, rzucając drobnymi falami wygasającej mocy. Trwało to zaledwie kilka oddechów, ale dla Karevis czas zapętlił się w wieczność. Selekta spokojnie legła na ziemi. Milena upadła na kolana. Obu kobietom pot spływał po czołach.

Milena powstała i zrobiła kilka kroków w stronę Selekty, ale Sebil zastawiła jej drogę.

– Jeszcze nie! – upomniała ją z pełną powagą. W tym czasie Trybada przykucnęła na czworaka i gdy wydawało się, że to już koniec, nagle zaczęła się dusić. Umęczone rytuałem ciało, w strasznych konwulsjach, próbowało się czegoś pozbyć.

Zwymiotowała.

Ciemnogranatowy kamień pokryty krwią i śluzem, prześlizgnął się po posadzce. Sebil podeszła i nakryła Selektę kocem, po czym przysiadła naprzeciw i ostrożnie przesunęła kryształ w swoją stronę.

– Jak się czujesz?

– Lepiej.

Po tym, co przeszła, takie słowa wydawały się majaczeniem obłąkanego, ale Selekta rzeczywiście wyglądała na spokojną. Powietrze w kaplicy pachniało jak po burzy, w której Arkturos ciskał piorunami, sadząc swoje perły w sercu pustyni. W tym momencie dopadła do nich Karevis i zaczęła tulić Safonkę; czule, jak małe dziecko, które właśnie się odnalazło.

– Obiecuje, że ostatni raz zostawiłam cię na pastwę tego futrzanego rzeźnika! – Rzuciła Bruce gniewne spojrzenie.

– Nic się nie stało… Sebil mi pomogła – wyszeptała Selekta pomiędzy ciężkimi wdechami.

– Pomogła! Ty chyba żartujesz?! – zbulwersowała się Milena.

– Wierz lub nie, ale to, co działo się we mnie, było o wiele gorsze niż ten rytuał – wyjaśniła Selekta, wykrzesując słaby uśmiech i zwróciła się do mistyczki:

– Co to jest? – spytała, skinąwszy na przedziwny krystaliczny twór, który przed chwilą zwróciła.

Sebil – nie kryjąc obrzydzenia – przetarła kamień futrem i wyłożyła go na dłoni. Mienił się ciemnym granatem, balansującym na pograniczu z nocnym fioletem.

– Widzisz… Czasami w naszym życiu dzieją się rzeczy tak straszne, tak traumatyczne, że żal, smutek i gniew uszkadzają naszą wewnętrzną aurę. Emocje odkładają się głęboko w duszy i zalegają, tworząc ropiejącą, astralną zgorzel. Osoba dotknięta takim stanem zatraca się w cierpieniu i próbuje tłumić te uczucia na wszelkie możliwe sposoby. Niestety nieoczyszczony astralny wrzód cały czas sączy jad, zatruwając ciało, umysł i inrę. Kiedyś, bardzo dawno temu, wieszczka pokazała mi ten antyczny rytuał, żebym mogła uśmierzyć ból po stracie ukochanej osoby. – Sebil przerwała i wyciągnęła zza tuniki mały woreczek, po czym schowała w nim kryształ Trybady. – Ten kamień – wystawiła przewiązaną sakiewkę – to właśnie ta zgorzel wyrwana z twojej duszy i wchłonięta przez srebrzyste piaski: to część ciebie – wyjaśniła Mistyczka, próbując wręczyć Selekcie pakunek.

– To po co mi on? Nie możesz go po prostu zniszczyć albo spalić? – dopytywała Trybada, spojrzawszy na zawiniątko z wyraźną niechęcią.

– Cierpienie jest częścią naszego jestestwa, tym, co nas kształtuje jako jednostki… Choć czasami potrafi przytłoczyć. – Mistyczka zrobiła pauzę, myśląc nad kolejnymi słowami. – Ten kamień pozwala odzyskać panowanie. Ty decydujesz, kiedy chcesz się zmierzyć z emocjami. Gdy go dotkniesz, uczucia zaczną wracać, ale za każdym razem możesz to przerwać; masz kontrolę… Zniszczenie nefrytu sprawi, że wszystko wróci w jednym… porządnym… ciosie… w gębę – wyartykułowała dosadnie Sebil, przestrzegając przed takim zachowaniem i wcisnęła woreczek Trybadzie.

– O kurde; nie pamiętam, żebyś kiedykolwiek była taka poważna – skomentowała Selekta.

– No właśnie! – wypaliła mistyczka, podrywając się z podłogi. – Dosyć tego smęcenia; robota czeka. – Musimy dostać się nad Baskir: stamtąd powinnam namierzyć tę twoją czarodziejkę.

– Jak to? To ona żyje?!!! – spytała Selekta, wprawiając mistyczkę w konsternację. Najwyraźniej Safonka nie pamiętała nic z rozmowy z Matką.

– Myślałam, że dlatego była taka wesoła i zgodziła się tu przyjść? – rzuciła Brukijka w stronę Matki Karevis.

– Niestety… – oznajmiła Milena, unikając piorunującego spojrzenia drapieżnych oczu. – Jej stan uniemożliwił zwykłą perswazję.

– Obiecałaś, że nie użyjesz tego pasożyta na nas! – wygrzmiała Sebil.

– Nie było wyjścia – odparła pewnie Matka i powstała, pomagając Safonce. Nie miała zamiaru się tłumaczyć. – Ty, moja droga, opowiesz Selekcie całą historię, a ja tymczasem przekażę dobre wieści Cesarzowi. Niebawem przybędzie do zakonu i na pewno będzie uradowany z tej nowiny nie mniej niż nasza córcia.

– Jeszcze tego gogusia tu było trzeba – burknęła nadąsana Safonka i zadrżała. Chłód kaplicy w końcu dał o sobie znać.

– Powinnaś wyjść i go tak przywitać – wymruczała Sebil, taksując wzrokiem częściowo odsłonięte ciało Safonki. – Bez tych męskich łachów wyglądasz niczego sobie.

Trybada wypięła język i owinęła się szczelnie kocem.

– Każda kobieta jest najpiękniejsza w odzieniu, jakie dała jej natura – sprostowała Milena.

– Może nawet by się zakochał. – Mistyczka celowo ciągnęła ten wątek. – Młodzi kochają fiutami, a nam przydałaby się wtyczka na dworze.

– Ha… ha... ha… Bardzo zabawne – rzuciła z sarkazmem Selekta. – Jeśli już dyskutujemy o moim gołym tyłku i jego zastosowaniu: po co zniszczyłaś moje ubrania?

– Bez większego powodu. – Sebil wzruszyła ramionami. – Chciałam, żebyś szybciej ochłonęła od gorzały. A poza tym… potwornie śmierdziały.

– Ty wredny dachowcu!

– Phhh!

– Dobra, dziewczyny – wtrąciła się Milena. – Wy tu się bawcie dobrze… A na mnie już pora.

Matka otrzepała habit i z radością w sercu pomknęła ku bramie klasztornej, gdzie orszak z sungardzką flagą czekał cierpliwie, aż zwaliste wrota zakonu rozewrą przed nim żelazne ramiona.

 

***********

Okładkę można sobie zobaczyć pod adresem poniżej:)

https://www.wattpad.com/story/348880591-pi%C4%99%C4%87-domen-tom-ii-wiatry-zmiany

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (7)

  • Vespera rok temu
    Jaka skuteczna magiczna psychoterapia... Moim postaciom niektórym by się przydała, a i niektórym z pewnego Kanonu też :) Świadczy twoja kotka takie usługi z dojazdem do pacjenta w sąsiednim uniwersum?
  • MKP rok temu
    Niestety trzeba być blisko kuwe... ołtarza:)
  • Vespera rok temu
    MKP Mam w domu kuwetę z szarym... bardziej żwirkiem niż piaskiem, ale jest szary, nada się?
  • MKP rok temu
    Vespera Pamiętaj, że to jednak trzeba zapodać dogębnie, więc poproś kotki, żeby dały na wstrzymanie przed rytuałem:)
  • Vespera rok temu
    MKP Nasypię świeżutkiego żwirku... A nie, to je wręcz prowokuje do wypróżnienia.
  • MKP rok temu
    Vespera To tak jak mnie nowa rolka papieru toaletowego:)
  • Z przyjemnością pragnę zaprosić do Bitwy, bo warto rozwijać wyobraźnię i dzielić się z innymi słowem. Myślę, że czas obudzić w sobie zachetę na opowiedzenie historii o kimś, kto nie jest człowiekiem, ale tak jak my myśli i ma serce, i pragnie żyć, potrzebuje przyjaźni, zrozumienia i miłości. Tak po prostu!
    Bohaterem naszych wyzwań ma być ktoś ze świata fauny. Może będzie to niebanalna opowieść, albo bajka, fantasy, albo prawdziwe zasłyszane zdarzenie, zadziwiające oryginalnością i zarazem chwytające czytelnika za serce.

    Gorąco zapraszam i liczę na zainteresowanie. Piszemy do końca marca, do północy. Liczę na ciebie!

    Literkowa

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania