Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
Pięć Domen: Tom 1 - Światło Północy: cz. 37
CROW
Tymczasem Mojra podążała w stronę rynku w Dannanhal; po jej szybkim tempie, można było domniemać, że gdzieś się śpieszy. Minęła zaniedbaną bramę miasta i nie bacząc na stragany z żywnością, ruszyła wprost do zlokalizowanego niedaleko portu, centrum.
Skręciwszy w jedną z licznych ciemnych uliczek, zatrzymała się pod drzwiami przybytku o wdzięcznej nazwie „Dom Niespodzianek Mamy Ruth”. Westchnęła ciężko, po czym weszła do środka.
Wewnątrz panował półmrok, który od czasu do czasu, przełamywał blask różowych kandelabrów. Idąc, wzdłuż wąskiego korytarza mijała skąpo ubrane osoby skrywające twarze pod maskami zwierząt, mitycznych stworzeń lub bliżej nieokreślonych istot.
– Dzień dobry. – Ukłonił się otyły mężczyzna w masce królika; towarzysząca mu kobieta z obwisłym biustem, tylko skinęła głową, wymuszając uśmiech spod tukaniego dzioba.
Na końcu przejścia, Mojra dostrzegła barwną postać ubraną w bardzo kwiecistą suknię udekorowaną delikatnym tiulem i piórami jakiegoś ptaka. Gosposia poweselała na widok tej cudacznej kreacji i przeszła przez rzadką kotarę ze splecionych sznurków i koralików.
Kolorowa kobieta łypnęła na nią okiem i przerywając dysputę z nagim mężczyzną w przebraniu słonia, powstała z barwionej na rubin kozetki i chwyciła jedną z masek leżących na pobliskiej komódce.
Mojra nie mogła oderwać od niej wzroku; głowę, przyobleczonej w aksamitne falbany kobiety, zdobiła wysoka, popielata peruka uformowana w coś na kształt odwróconego wazonu. Komponowała się idealnie z białą, centkowaną maską śnieżnego kota.
– Tutaj kwiatuszku… – odezwała się, dostąpiwszy do Mojry – Tutaj wszyscy jesteśmy anonimowi. Pamiętasz? – Zapytała zalotnym, choć nieco niskim głosem i nałożyła gosposi papuzie okulary z osadzonym, bażancim piórem.
– Chodź i opowiedz Mamie Ruth, co cię sprowadza? – Usiadły na długiej kanapie obok pary, która oddawała się cielesnym pieszczotom. Naprzeciwko nich, dwie dominy ubrane w czarne skurzane kombinezony, korzystając z chwili przerwy, popijały herbatkę.
– Czy lady Crow już jest? – spytała Mojra, próbując zlokalizować prawdziwe oczy Ruth niknące w lawinie makijażu.
– Ach! To, ty! Nie poznałam bez przebrania – zaśmiała się teatralnie, burdelmama.
– Wyszłam w pośpiechu i zapominałam zabrać, przepraszam – tłumaczyła z zakłopotaniem Mojra.
– Nic się nie stało. Chodź, twoja randka już czeka. – Ruth załapała ją za dłoń i przeprowadziła obok kilku pomieszczeń gdzie ludzie, głośno, cieszyli się swoim towarzystwem.
Gdy dotarły na miejsce, burdelmama otworzyła drzwi do dużej sypialni, gdzie na rozłożystym łożu, ubrana czarną szyfonową bieliznę, leżała smukła, blada kobieta. Jedną ręką leniwie podpierała twarz zakrytą kruczą maską, w drugiej zaś trzymała kielich z resztką wina. Na widok Mojry ospale uniosła się z posłania i przysiadła na krawędzi materaca.
Mama Ruth zostawiła je same.
– Siostro czy my naprawdę musimy się spotykać w takich miejscach? – spytała Mojra zdegustowana tym, co widziała po drodze.
– Jak już zapewne słyszałaś, tutaj każdy jest anonimowy, więc to idealne miejsce na spotkanie – Jeśli nie chcesz rzucać się w oczy, rzecz jasna – uśmiechnęła się Crow a krwisto czerwona pomada jarząca się pod hebanowym dziobem kruka, wywoływała ciarki.
– Przysiądź i opowiadaj; jak idą badania? Czy temu starcowi udało się ustabilizować Jadeit? – Lady Crow, bo tak ją tu nazywano, zalała gosposię salwą pytań. O dziwo doskonale wiedziała gdzie i z kim Mojra pracuje, a co gorsza – nad czym.
– On jest bardzo inteligentny jak na człowieka, ale upartością przewyższa nawet najbardziej zawziętego osła – oświadczyła gosposia. –Przyczepił się do tego katalitu jak rzep psiego ogona i męczy go bez przerwy. Dzisiaj już rzuciłam mu pudełko z pustym jadeitowym okiem pod nogi.
– I co? Podziałało? – ożywiła się Czarna Dama, zafascynowana opowieścią Mojry.
– Chyba tak – odwdzięczyła się uśmiechem. – Zanim wyszłam, podsłuchałam jak gadał coś do siebie trzymając pudełko z kryształem: chyba ma pomysł jak naładować Jadeit.
– To cudowne wieści – oświadczyła z radością Crow, i pomimo iż jej zachwyt był szczery, to nadal sprawiał wrażenie udawanego.
– Wiesz, jak bardzo potrzebujemy naładowanych, stabilnych kryształów, żeby w końcu być wolne – dokończyła.
– Wiem Mavis, już nie mogę się doczekać. – Myśli gosposi poszybowały w stronę jakiejś przyjemnej wizji.
– Crow… – poprawiła ją Namiestniczka – tutaj ściany mają wścibskie uszy a tożsamość ludzi, którzy korzystają z tego przybytku, może być cennym towarem – upominała ją i popiła wina.
– Przepraszam siostro – wyszeptała Mojra.
– No już, bez zbędnych smutków. Czy czegoś wam potrzeba? – spytała Crow obojętnym, zmęczonym tonem głosu.
– Kończą się zwierzęta i przydałby się pusty jadeit lub nawet kilka; tak na wszelki wypadek.
– Dostarczę – oznajmiła Czarna Dama.
– Jest jeszcze coś… Musisz się pośpieszyć: Serce zakłóca działanie jego kręgu wzbudzeń i nie może kontaktować się ze stolicą. Lada dzień Markus zacznie węszyć, lub, co gorsza gildia kogoś po niego wyślę.
– Nie zamartwiaj się tym – Crow poklepała Mojrę po ramieniu – Serce jest prawie gotowe; potrzebujemy tylko stabilizerów.
– A teraz wracaj już i dopilnuj, żeby ten dziad się nie zniechęcił – odprowadziła Mojrę do drzwi, ciągnąc za sobą czarną koronkę od półprzeźroczystego burnusu.
– Widzimy się za tydzień, o tej samej porze. Przynieś dobre wieści siostro – oznajmiła Mavis stojącej w progu gosposi Markusa.
– Mam nadzieje moja droga, mam nadzieję – Mojra przywdziała maskę papugi i wyszła.
– Ruth! – Zawołała Crow w głąb korytarza. Zza rogu wypłynęła fala błękitnego tiulu, poprzedzając obliczę śnieżnej pantery. Ruth nigdy nie zostawiała hojnych klientów w potrzebie, a Crow należała do jednej z tych najbardziej potrzebujących i najhojniejszych
– Tak kochana? – zwróciła się do Czarnej Damy jak do dobrej znajomej.
– Ruth bądź tak dobra i przyślij mi tego jurnego młodzieńca, co ostatnio.
– Oczywiście – potwierdziła burdelmama. – Wszystko dla najlepszej klientki – ukłoniła się, lekko unosząc bufiastą suknię i już miła zawrócić i sprawdzić, czy ten jurny młodzieniec jeszcze jest na chodzie, gdy…
– Ruth... – wyksztusiła z wahaniem Crow.
– Służę wsparciem kochana – uśmiechnęła się Ruth, trzepocząc doklejonymi wachlarzo-rzęsami.
– Dorzuć dziewczynę – przełamała się Crow. – Pora spróbować czegoś nowego – dodała wzruszając ramionami.
– Ma być z penisem czy bez? – Ruth wypowiedziała to tak naturalnie, jakby pytała, czy Mavis słodzi herbatę.
– A masz tu takie z? – głos Crow emanował zdumieniem.
– Oczywiście. W końcu to dom niespodzianek mamy Ruth.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania