Pokaż listęUkryj listę

Pięć Domen: Tom 1 - Światło Północy: cz. 59

WIELKI PLAN

 

Pomimo iż Matka Karevis widziała już w życiu wiele, to nie spodziewała się, że kiedykolwiek stanie twarzą w twarz ze Starszą, a tym bardziej że jedna z nich wyląduje ot tak, na dziedzińcu Katedry wypytując o jej osobę.

– Wybacz wścibskość moich dziewcząt – przeprosiła Karevis – Nie widziały nigdy nikogo ze starszych plemion… w sumie ja też. Nazywam się Milena Karevis i pełnię funkcję Matki Przełożonej zakonu Sióstr Miłosierdzia. Miło mi poznać.

– Atma Andramon, orędowniczka Imaltis w Sefalos. A więc to ciebie kazała odnaleźć Hewlaska – oświadczyła tajemniczo Atma, a jej oczy zalśniły złotym blaskiem.

– Hewlaska…? Nic mi to nie mówi – odpowiedziała Milena, świdrując pamięć w poszukiwaniu kogoś o tym imieniu.

– To nasza wieszczka; mam wam coś bardzo ważnego do przekazania – orędowniczka wyglądała na zmartwioną, co zaalarmowało Lejlę.

– Czy z Eliotem wszystko w porządku?

– Chłopiec jest bezpieczny – Starsza uspokoiła Arkanistkę. – Czy możemy iść w bardziej ustronne miejsce? – poprosiła Milenę. – Gdzieś z dala od tego zgiełku.

– Oczywiście. Dziewczyny, rozejść się! Raz, raz! Koniec przedstawienia! – Matka klasnęła energicznie w dłonie a siostrzyczki, niechętnie, rozbiegły się po krużgankach.

– Proszę za mną.

Jedynym w miarę prywatnym pomieszczeniem, z dostatecznie wysokim sufitem była, o tej porze, jadalnia. W drodze do niej przygarbiona Orędowniczka wciskała skrzydła w klaustrofobiczny korytarz, szurając piórami o kamienne ściany.

W końcu dotarły na miejsce i Atma z ulgą wyprostowała plecy. Matka zaryglowała drzwi, by zapobiec, wtargnięciom wścibskich gapiów, wiedzionych nagłymi napadami wymuszonego głodu.

– Proszę usiąść, będzie bezpieczniej dla głowy – Milena podsunęła Atmie najbardziej solidny taboret, jaki znalazła.

– Dziękuję. – Orędowniczka przysiadła niezgrabnie i zwróciła się do Lejli:

– Czy Mistrzyni Weil, również tutaj jest? Jeśli tak to też powinna to usłyszeć.

– Pójdę po nią – zaoferowała Arkanistka i zawróciła do wyjścia. Gdy chwyciła rygiel, za drzwiami rozległ się mnogi tupot, wydawany przez siostrzyczki czmychające w głąb korytarza. Przypomniały ukleje pierzchające przed żerującym szczupakiem.

Karevis została sama ze starszą, a pomieszczenie wypełniła niezręczna cisza.

– Napije się pani herbaty? – spytała Matka próbując wypełnić czas rozmową.

– Nie dziękuję, nie trzeba. Nie zostanę tu długo – odrzekła Starsza formując marmurowy uśmiech. Znowu nastała niezręczna cisza wypełniona jedynie głuchymi odgłosami z zewnątrz.

Drzwi zaskrzypiały, wywołując nerwowy podryg u obu kobiet. Przez próg przeszła Arkanistka pchając przed sobą upojoną, aczkolwiek świadomą Selektę: Trybada zbyt mocno zaprzyjaźniła się z butelką nalewki zostawioną w celi Mileny.

– Atma!!? Co ty tu robisz? ¬ wypaliła zdziwiona Safonka – Znowu chcesz mną rzucić, hę? – parsknęła, ale starsza, czując woń alkoholu, zignorowała dziwaczne pytanie i przeszła do wyjaśnienia celu swojej wizyty.

– Jesteśmy w komplecie, więc mogę zacząć – spojrzała na Lejlę, która postawiła sobie za zadanie utrzymać Selektę w pionie. – Po naszym rozstaniu na farmie Ozirów polecieliśmy wraz z Eliotem do Sefalos. Po przekroczeniu granicy gór skontaktowała się ze mną nasza wieszczka, Hewlaska. Nie wiele wyjaśniła, nigdy tego nie robi, ale kazała mi lecieć na północny-wschód Walonu, pod same zbocza Tanagaru. Wspomniała jedynie, iż Imaltis zesłała jej wizję wielkiego zagrożenia, które tam czyha. Potem nakazała znaleźć niejaką Milenę Karevis w Telmonton i opowiedzieć o wszystkim, co tam zobaczę.

– Matka! Wezmę sobie nalewki ze spiżarki, bo zanosi się na długie przynudzanie – wypaliła Selekta.

– Ani mi się waż!

– Siadaj! – Lejla i Milena naskoczyły na nią równocześnie. Safonka wróciła na miejsce.

– Tak lepiej! – rzuciła Karevis. – Proszę kontynuować pani Atmo.

– Dziękuję Mileno. Niestety Hewlaska się nie myliła. Zza murów twierdzy w Vesting, ruszyła kilkutysięczna armia złożona z ludzi i Brukich z Urgwuru. Idą na południe, wzdłuż rzeki.

– Na miłość Bogów! – Milena złapała się za serce.

– Nie wiem, jaki jest cel ich podróży, ale wszystko wskazuje na to, iż zamierzają przekroczyć Baskir i uderzyć tutaj.

– Kurwa! – Selekta uderzyła w stół – Musieli to planować od dawna, a teraz jesteśmy prawie bezbronni. Szlag! – przyładowała ponownie.

– Wyrażaj się! ¬– upomniała ją Milena.

– Atmo, czy potrafisz powiedzieć, kiedy tu będą? – spytała Lejla.

– Jak nie zwolnią marszu, to jutro popołudniu przejdą przez most nad Baskirem – odpowiedziała starsza.

– Arkturosie miej nas w swojej opiece; ten idiota Balatan prędzej ucieknie, niż stawi czoła oblężeniu! – Milena zaklęła na Burmistrza wytrącona z równowagi widmem krwawej wojny. Nawet Selekta otrzeźwiała, zupełnie jakby jej wątroba zmobilizowała się do walki.

– Nie wszystko stracone – pokrzepiła ich orędowniczka – Hewlaska nie bez powodu mnie tu wysłała; w wizji ujrzała oddział sungardzkiej armii wiedziony przez samego Cesarza: „Pięć wschodów od teraz”, powiedziała, gdy wylatywałam. czyli za trzy dni powinni być w tutaj. Musicie się przyszykować i wytrzymać do tego czasu

– Hektor… – szepnęła Trybada – Hektor dotarł do pałacu! – uniosła głos ucieszona.

– To nadal o dwa dni za późno – podkreśliła Matka Karevis. – Trzeba działać natychmiast inaczej zastaną tu tylko walońskie wojska i stos trupów – Wstała i podeszła do okna zaciskając pięść na fragmencie zwiniętego fartucha.

– Masz jakiś plan? – Selekta spytała Matkę z wątłą nadzieją w głosie.

– Ja mam! – Z cienia, w kącie jadalni, wyłoniła się smukła sylwetka Sebil. Zaskoczona Atmę, poderwała się z krzesła. – Spokojnie ptaszyno, bez paniki – Sebil zwróciła się do orędowniczki, a starsza rzuciła Milenie pytające spojrzenie.

– Chyba nie powinnaś za dnia chadzać po publicznym miejscach Sebil…? A przynajmniej nie bez przebrania – Matka upomniała mistyczkę.

– Chyba mamy większy problem niż ja, prawda? – odpysknęła Sebil i przysiadła przy stole. Atma spostrzegła, że nikt oprócz niej nie jest zdziwiony z obecności Bruki, więc wróciła na swoje miejsce.

– Powiedziałaś, że masz pomysł; powiedz, w czym rzecz? – poprosiła Lejla.

– Most jest jedyną drogą, przez którą można sprawnie przeprowadzić taką armię – kontynuowała mistyczka. – Rozwiązanie nasuwa się samo: trzeba go zburzyć!

– A jak chcesz zburzyć ogromny kamienny most, który stoi nienaruszony od wieków? – dopytała Milena, chcąc dopracować szczegóły tego iście „genialnego” planu.

– Do budowy przeprawy wykorzystano magię i to ona trzyma ją w jednym kawałku. W ziemi, na niewielkiej grobli przed wejściem na przeprawę, wyryto potężny krąg wzbudzeń, którego Bakharaki używali do wnoszenia, przemieszczania i spajania olbrzymich kamiennych bloków. Jest pokryty grubą warstwą gleby, więc mało, kto o nim wie.

– A skąd ty o nim wiesz? – spytała podejrzliwie Milena.

– Trochę podróżowałam, zanim trafiłam do tej nory… ale to nieistotne. Słuchajcie mnie uważnie. Fundamenty mostu pokrywają runy trzymające go w całości niczym magiczna zaprawa. Krąg jest połączony z każdym kamiennym blokiem…

– Magię można rozproszyć, niszcząc w ten sposób spoiny pomiędzy przęsłami – dopowiedziała Arkanistka. – To może się udać! – dodała, pobudzona zastrzykiem nadziei.

– Jest pewien haczyk – zaznaczyła Sebil. Atma cały czas taksowała ją wzrokiem.

– Wiedziałam, że to za piękne… – warknęła Safonka – No dalej mów, co to za mały, drob-niu-teńki problemik.

– Daruj sobie sarkazm moczymordo – zbeształa ją mistyczka. – Runy są zabezpieczone przed niechcianym użyciem. Tylko mocne źródło zielonej astry może aktywować krąg wzbudzeń. Oczywiście, jako szara mistyczka nie posiadam takowego.

– I plan szlag trafił – skwitowała Selekta.

– Nie do końca – wtrąciła Lejla, sięgając do torby. Po krótkiej grzebaninie wyłożyła na stół opalizujący zielenią kamień. – To jest fragment miejsca mocy z Sunden: czysta astra wieczności, zmaterializowana w skałę

– Czysty hepatyt – skomentowała Atma, spoglądając na skałę z wtopionymi, szmaragdowymi kryształami

– Czy to wystarczy Sebil? – spytała Lejla.

– No… No… Chyba cię nie doceniłam dziewczynko. – Mistyczka pochwyciła skałę. – Jest tak gęsta, że aż parzy; będzie w sam raz.

– Wygląda na to, że mamy plan – oznajmiła Matka Karevis.

– Jest jeszcze jeden problem – zaanonsowała Atma. – Gdy leciałam w waszą stronę, dostrzegłam, iż po telmiańskiej stronie mostu, Walończycy wnieśli palisadę i strzegą przejścia. Nie przepuszczają nawet kupców.

– Mogę wywołać mgłę za pomocą srebrnych piasków, ale muszę pozostać w klasztorze – wypaliła mistyczka. – Zyskamy w ten sposób element zaskoczenia – objaśniła.

– Tylko, kto wtedy aktywuję krąg? – Spytała Selekta

– Ja to zrobię – oznajmiła Lejla – Powiesz mi, co robić Sebil.

– PO MOIM TRUPIE! – oburzyła się Safonka. – Już raz prawie zginęłaś na farmie z rąk tej gnidy! O nie, nawet nie podchodź! Nie ruszy mnie żadna z twoich żebrzących minek. – Arkanistka podeszła mimo to. Miała w zanadrzu kilka lukrowo, słodkich, smutnych dziubków, przeznaczonych na wyjątkowo mocny szantaż emocjonalny.

– Wiem, że ryzykuję, ale muszę to zrobić, inaczej na pewno zginiemy; ja, ty i twoje siostry – Selekta stała w bezruchu, patrząc w przeciwną stronę.

– Poza tym… – czarodziejka obróciła jej głowę, przybierając jednocześnie słodko-błagalną minę o ładunku dwudziestu ton cukierków owiniętych w toffi. – Jak tak się o mnie martwisz, to zawsze możesz iść ze mną: żeby mnie chronić.

– A żebyś wiedziała, że pójdę! – palnęła gwałtownie Trybada – Zarżnę każdego bydlaka, który tylko śmie, się do ciebie zbliży!

– Nie będziesz sama; ja też idę – Karevis położyła rękę na ramionach przybranej córki, deklarując wsparcie.

– Wszystko fajnie, ale trzy kobiety przeciwko całemu oddziałowi to nadal brzmi jak samobójstwo – skomentowała mistyczka, grzebiąc sobie beztrosko w pazurach.

– No cóż… – Milena westchnęła ciężko. – Pójdę, zatem do gubernatora prosić o wsparcie – oświadczyła. Na samą myśl o rozmowie z Garneforem, prawie zakrztusiła się zmaterializowaną odrazą. Niestety nie było innego wyjścia.

– Na mnie już czas – obwieściła Atma, wstając z krzesła.

– Nie pomożesz nam? – spytała zdziwiona Selekta.

– Żadna ze mnie wojowniczka, a jak macie walczyć we mgle to latanie do niczego się nie przyda. Zresztą obiecałam pewnej kochającej matce, że zaopiekuje się jej synem. – Starsza i Lejla wymieniły spojrzenia. Czarodziejka skinęła głową na znak, iż rozumie i popiera jej decyzję.

– Czemu mnie to nie dziwi! – rzuciła Sebil, kwitując karykaturalnym śmiechem. – Ariendi od zawsze zasłaniali się neutralnością oby tylko nie pobrudzić sobie rączek, skrzydełek i kuperków… Zastanawiam się tylko – skąd nagle taki odruch altruizmu wobec nas… maluczkich? Czemu nas ostrzegłaś?

– Za to twoi pobratymcy zbyt ochoczo rzucają się wszystkim do gardeł – ripostowała Atma, nie odpowiadając na zadane pytanie. Nikt w pełni nie rozumiał, co starsza ma na myśli: nikt prócz mistyczki. Sebil zmierzyła orędowniczkę wrogim spojrzeniem, a odgłosy gardłowego warczenia wychodziły z niej mimowolnie.

Wybuchła:

– Zabierz stąd swój wypełniony mądrościami tyłek i wracaj skąd przyszłaś! Sama powiedziałaś, że żaden już z ciebie pożytek!

– Sebil! Co cię ugryzło? – oburzyła się Karevis. Brukijka była jeszcze bardziej opryskliwa niż zwykle. – Wybacz moja droga, ma ciężki charakter – Matka przeprosiła Starszą.

– Jak i wszyscy jej podobni – dodała kąśliwie Arienda. Niestety jej komentarz przelał i tak już przepełnioną czarę goryczy.

– Precz powiedziałam! – Fala astralnego wiatru uderzyła w mury i zawyła przeraźliwie pzreciskając się przez nieszczelne okiennice.

– Żegnajcie – pozdrowiła ich spokojnie Starsza, kompletnie ignorując wybuch Brukijki – Oby wasza misja skończyła się sukcesem. – Wyszła na taras, rozpostarła skrzydła i wzleciała w powietrze.

– Czy ktoś może mi wyjaśnić, co tu zaszło? – spytała Selekta spoglądając w stronę Sebil.

– Nie rozdłubuje się starych ran, ot co! – warknęła Bruka, oblizując wąsy – Zacznijmy przygotowania. Nie ma czasu do stracenia. Lejlo chodź za mną, pokażę ci jak aktywować krąg, a ty skoro już zdążyłaś prze trzeźwieć, przynieś mi swój miecz. Musimy naładować oddech Arkturosa.

– W takim razie do zobaczenia wkrótce – obwieściła Milena – Mam nadzieję, że uda mi się przekonać tego opasa Baltana, żeby nam pomógł. – Naciągnęła chustę na głowę i wyszła z jadalni.

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Małpiszon dwa lata temu
    Masz błąd w słowie "pokarzę" bo myślę że chce pokazać nie pokarać.
  • MKP dwa lata temu
    To na pewno:)
    Dzieki
  • błękitnypłomień dwa lata temu
    MKP No i pokarało cię... A nie mówiłam :)
  • MKP dwa lata temu
    Ty wiesz najlepiej, że to słowo jest moją pięta achillesa

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania