Pokaż listęUkryj listę

Pięć Domen: Tom 1 - Światło Północy: cz 10

BĄBEL

 

**** Nie ma zakodowanej wiadomości w liście: ograniczone możliwości edytorskie****

 

Późnym wieczorem uroczystość dobiegła końca, a po pożegnaniu ostatnich gości, Wilfred odprowadził wyczerpaną Holi do Teresy, która szykowała jej kąpiel. Dziewczynka mrużyła oczy, huśtając świadomość pomiędzy snem a jawą, a Cesarz, w niewiele lepszym stanie, ruszył w stronę własnej sypialni.

Werwy dodawała mu wizja munduru leżącego… właściwie gdziekolwiek byle nie na nim: ciasno spięty klamrami, sztywny frak, znacząco krępował mu ruchy, więc na samą myśl o zwykłym, swobodnym przygarbieniu czy choćby pełnym oddechu, przyśpieszał kroku. W końcu dotarł na miejsce; drzwi od sypialni zaskrzypiały kojąco, szepcząc błogą obietnicę spokoju. Z ulgą odwiesił galowe narzędzie tortur do szafy, w której nadal unosił się kwiatowo-owocowy zapach perfum Lejli.

Niestety ledwie zdążył odetchnąć, a już usłyszał pukanie.

– Wejść! – rozkazał. Strażnik wprowadził młodego rycerza z insygniami zakonu Chwalebnej Pieśni. Władca rozpoznał młodzieńca, jako członka wyprawy do Watenfel i poczuł ekscytację, na myśl o liście od ukochanej – niepokój o to, jakiego rodzaju wieści niesie, pojawił się tuż potem.

– Światło z tobą panie! – powitał go młodzieniec. – Mam list od Lady Winter, zaadresowany do waszej cesarskiej mości. – Pieśniarz pośpiesznie sięgnął po skórzaną tubę przytroczoną u pasa i wyciągnął zwój z woskową pieczęcią. Niewielką garderobę zdominował zapach słodkich owoców, wymieszanych ze świeżością morskiej bryzy. Wilfred bez trudu rozpoznał perfumy i poczuł się nieco spokojnej: w końcu Lejla w tarapatach lub konająca, nie spryskałaby obficie listu wonnościami.

Nie tracąc czasu, odprawił rycerza i gwardzistę. Teraz już tylko pieczęć dzieliła go od treści, którą skrywał pergamin. Targany emocjami, pośpiesznie rozerwał woskowy stempel i zagłębił w treść.

 

Mój Ukochany Willu

 

Późnym wieczorem dotarliśmy cali i zdrowi na skraj lasu Sunden. Brak mi słów, żeby wyrazić, jak bardzo pragnę twojego dotyku, spojrzenia, zapachu… Przez moment zastanawiałam się, czy aby dobrze zrobiłam, wyruszając w tę podróż, ale po tym, co dziś zobaczyłam jestem pewna, że decyzja była słuszna.

W pobliskiej karczmie schronienie znaleźli zdesperowani uchodźcy z Walonu, szukający tu bezpiecznej przystani. Dopiero tutaj można zrozumieć, przez co oni przechodzą i jak wielkie nieszczęście spotkało tych ludzi. Na domiar złego w kniei zagnieździła się banda złodziei rabujących tych nieszczęśników z resztek dobytku i nadziei. Pomóż im, proszę, dla dobra swojego cesarstwa i sumienia. Niebawem znowu się odezwę.

 

Kochająca i pełna tęsknoty

Twoja czarownica

Lejla

 

Tuż po przeczytaniu listu, Wilfred utonął we wspomnieniach. Kompletnie nie przyswoił fragmentu o uchodźcach i bandytach, błądząc myślami gdzieś w przeszłości, razem z ukochaną. Dodatkowo, jego wyobraźnię pobudziła zakodowana wiadomość, którą mógł z łatwością odszyfrować: nie był to pierwszy tego typu przekaz. Lejla uwielbiała kusić go skąpym strojem i podrzucanymi namiętnymi liścikami – w szczególności na oficjalnych spotkaniach. Był to swego rodzaju fetysz, który oboje lubili i traktowali, jako pobudzającą grę wstępną.

Niestety i tę błogą chwilę zadumy, zmąciły odgłosy zza drzwi.

Początkowo Wilfried ignorował hałas, myśląc, że to pokłosie zakończonej uczty, ale krzyki strażników i coś na kształt parskania nie mogło być zignorowane. W końcu niechętnie powstał z magnetycznie wygodnego łoża, upchnął to i owo w spodnie i wyjrzał na zewnątrz. Gwardziści obstawiali tylko wejście na końcu holu, które było jedyną drogą do publicznej części pałacu.

Stanął tuż za nimi. W tym miejscu parskanie było już na tyle wyraźnie, że zbrojni, pochłonięci interpretacją dochodzących dźwięków, do których dołączył jeszcze stukot kopyt, nawet go nie zauważyli.

– Co się dzieje? – spytał jednego z rycerzy, który w sekundzie stanął na baczność.

– Ponoć po sali balowej biega koń, panie.

– Koń!? A skąd tu się wziął koń?

– Nie wiadomo panie. Kilku naszych próbuje go ujarzmić, ale bezskutecznie; posłano po stajennego.

– Zobaczę na własne oczy, cóż to za bestia szturmuje zamek – oznajmił nieco sarkastycznie Wilfred, po czym powoli zszedł krętymi schodami w stronę źródła hałasu.

Od dziecka miał rękę do koni i wiedział jak postępować z tymi majestatycznymi zwierzętami, jednak, gdy przekroczył próg sali balowej, ujrzał scenę, która w pewnym sensie wydała mu się dość komiczna: trzech strażników i stajenny, otoczyło niewielkiego kucyka, który nie pozwalał się do siebie zbliżyć. Zwierzę wierzgało kopytkami i parskało zawzięcie na zgromadzonych wokół mężczyzn. Wilfred nigdy nie widział konia takiej maści: ciemny, niemal czarny kolor sierści i kontrastująca szaro-metaliczna grzywa. Całość, nawet przy niewielkich rozmiarach zwierzęcia, robiła duże wrażenie, a konik wyglądał nad wyraz groźnie – werwy też mu nie brakowało.

– Odsuńcie się! – Cesarz wydał rozkaz – Straszycie go. – Włócznicy odstąpili od kuca, a zwierzę stanęło w miejscu, prychając alarmująco.

– Tarenie, co to ma znaczyć? – Wilfred zwrócił się do zalęknionego stajennego, który migiem do niego podbiegł.

– Panie to nie jest żaden z naszych koni, nie mam pojęcia. jak dostał się do pałacu ani do kogo należy – zarzekał się stajenny, koncentrując przerażony wzrok gdzieś na podłodze. Nie chciał zostać obarczony winą za to całe zamieszanie.

– Dziwne – stwierdził Wilfred. – Być może zbiegł jednemu z gości? No cóż, spróbuje uspokoić tego nicponia – oznajmił, zakasał rękawy i powoli, drobnymi krokami, zaczął podchodzić do kuca. Konik początkowo nie reagował, ale w momencie, gdy mężczyzna zbliżył się na długość ramienia, zwierzę na powrót zrobiło się agresywne.

Cesarz, ignorując wyraźne ostrzeżenia, kontynuował podejście.

– No już, ciiiii… spokojnie, nic ci nie zrobię – mówił potulnie, jak do małego dziecka. W oczach kuca, dostrzegł coś dziwnego, coś mrocznego. Głębia czarnych jak smoła źrenic, skrywała krwiste, rubinowe światełka; były niczym żar w dogasającym ognisku.

Wystawił dłoń i dotknął pyska. Zwierzę wpadło w furię i poderwało na tylnie nogi, wściekle wymachując przednimi kopytami.

Wilfred upadł, a strażnicy wycelowali włócznie.

– Trzeba ratować cesarza! – krzyknął jeden z nich.

– Zabić to wredne bydle!

– STAAAAĆ! – z antresoli dobiegł donośny, piskliwy krzyk. Wszyscy wraz z kucem zastygli w bezruchu. Księżniczka Holi, ubrana w długą piżamę, zbiegła ze schodów w stronę centrum zamieszania, ale drogę zastawił jeden ze strażników.

– Nie podchodź księżniczko! To zwierzę jest nieprzewidywalne.

W międzyczasie Cesarz wstał z podłogi i otrzepał mundur.

– Ma charakterek jak na takiego malucha – skomentował, pełen uznania dla czupurnego ogierka.

– To jest Bąbel! Mój prezent urodzinowy – oznajmiła Ichti.

– Bąbel…? Prezent…? Co ty mówisz? Prezent, od kogo? – Pytał zdziwiony Wilfred.

– Od ciotki Erny! Nie mogła przyjechać, ale przysłała prezent. Musiałam go źle uwiązać w stajni, przepraszam, cześć Bąbelku – przywitała kuca, machając ręką zza włóczni gwardzisty.

– Nie podchodź do tego dzikusa! – nakazał siostrze.

– Nie bój się: nie jest groźny tylko przerażony – prześlizgnęła się pod bronią i bez zawahania podeszła do konika zupełnie jakby znała go od dziecka. Kucyk – ku zdziwieniu wszystkich – chętnie pozwolił się głaskać.

– Możesz podać mi uzdę? – spytała stajennego. Chłopak badawczo spojrzał na Wilfreda, który tylko wzruszył ramionami. Taren sięgnął po ogłowie i podał księżniczce, a ona wsunęła ją na łeb zwierzęcia bez żadnego oporu z jego strony.

– Tarenie idź z Holi do stajni i upewnij się, że tym razem urwis zostanie w swoim boksie. Za dużo już wrażeń jak na jeden dzień.

– Tak Panie. Możemy księżniczko?

– Chodź Bąbel! – Chwyciła za wodzę a kucyk grzecznie pokopytkował za nią.

 

******* Grafikę można zobaczyć na Wattpadzie********

https://www.wattpad.com/1278486489-pi%C4%99%C4%87-domen-tom-i-%C5%9Bwiat%C5%82o-p%C3%B3%C5%82nocy-b%C4%85bel?preview=true

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • krajew34 dwa lata temu
    To zdanie ci naprawdę wyszło, szacun - Dziewczynka mrużyła oczy huśtając świadomość pomiędzy snem a jawą, Eh nadal mi nie pasuje to ubieranie się i rozbieranie się cesarza, choć to dziwnie brzmi, ale osoba na tak wysokim stanowisku, symbol ogromnego statusu nie ma do tego ludzi? Pewnej etykiety nie da się porzucić, nawet jeśliby się chciało.
    Nie podchodź do tego wariata! - czy raczej nie powinno być bestii, szkapy, wariat raczej dotyczy ludzi. Późniejsze użycie urwis, już mi nie przeszkadzało. Jedziemy dalej.
  • MKP dwa lata temu
    Może po prostu tego nie lubi a jako cesarz ma prawo się sam ubrać, jeśli zechce:)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania