Pięć Domen: Tom 2 - Wiatry Zmiany: cz.9
Kudłate ciacho
– Ani kroku dalej! – zagroziła Belantrejczykom Matka, pomagając wstać poturbowanej Selekcie.
– Nie mamy złych zamiarów – oznajmił Lemach i poprawił coś przy przyciemnianych binoklach chroniących jego oczy przed słońcem. – Opuść broń, Arq! – nakazał barczystemu Brukowi.
Ten niechętnie, ale bez słowa sprzeciwu, wykonał rozkaz, a fragmenty stalowej rękawicy powróciły na kikut i uformowały dłoń.
Milena nie spuszczała gardy, śledząc każdy ruch nieznajomych.
Bądź gotów, przyjacielu, pomyślała.
– Nawet się nie waż wypuścić tego… czegoś!– przesłała Sebil. – Na trzy oddasz mi kontrolę a ja…
– Nie dasz im rady bez dostępu do ołtarza – przerwała jej Matka.
– Ekhe… – chrząknął krępy czteroręki czarownik i podszedł nieco bliżej – Może, gdy nas przedstawię, wszystkim nieco ulży – przemówił elokwentnie i z zaraźliwym spokojem. – Alangras Ferkot: strażnik portalu w Batismanur, a ten nadgorliwy młodzieniec to Arq. – Bruk skinął głową, sztywno, od niechcenia. – Miło panie poznać i przepraszam za tę gwałtowną interwencję. To wszystko zabrnęło zbyt daleko – kontynuował Lemach i pokajał się nisko.
Milena chwilowo przyjęła neutralne nastawienie wobec nieznajomych, a Safonka podniosła miecz i ani myślała wsunąć go do pochwy.
– Schowaj to! – nakazała Matka.
– Ale…!
– Schowaj, powiedziałam! I tak nie mamy z nimi szans: to belantrejscy magowie.
Selekta niechętnie usłuchała i wsunęła Oddech Arkturosa w pochwę za plecami.
– Milena Karevis – odpowiedziała Lemachowi. – Matka zak… – przerwała nagle, a oczy zagarnęła jej szarość.
– Co tam się u licha dzieje! – przemówiła Sebil. Metaliczne gałki Mileny obróciły się w stronę Arqa. – Miii-jał – wypowiedziała wargami Matki i oblizała spierzchnięte usta. – Co to za kudłate ciacho?
– Sebil, nie teraz, proszę. – Milena zacisnęła powieki, próbując zakończyć wymuszone połączenie.
Dwaj Belantrejczycy patrzyli na całe przedstawienie z widoczną konsternacją, a Selekta nadal mierzyła Bruka wrogim spojrzeniem. Arq nie pozostał jej dłużny i odwdzięczył się szyderczym uśmieszkiem.
– I już… – oświadczyła Milena, gdy jej oczy przybrały normalną barwę. Poprawiwszy nakrycie głowy, wróciła do rozmowy: – Więc wytłumacz Alangrasie z Belantres: co tu robicie? – spytała, siląc się na wyrafinowaną grzeczność.
– Jako iż to ta młoda dama raczyła pierwsza dobyć broni, liczyłem na waszą odpowiedź na to samo pytanie. – Rozłożył wszystkie cztery ręce w serdecznym geście. Wklęsłe przyssawki ulokowane po wewnętrznej stronie dłoni nie zachęcały do wymiany uścisków.
– Pff… – fuknęła Safonka, przewracając oczyma.
– Dobrze – oświadczyła Milena z zamiarem odpowiedzi w dyplomatyczny sposób: nic bezpośrednio, nic konkretnego, a przede wszystkim, tylko tyle prawdy, ile to konieczne. Zawsze twierdziła, że dyplomatom od mówienia prawdy wyrastają polipy w gardle. – Niedawno miał tu miejsce magiczny incydent, który nasza mistyczka wykryła aż w Telmonton. Wyczekałyśmy, aż zainteresowanie pobitewne przygaśnie i przybyłyśmy, aby to sprawdzić.
– No tak… źle się dzieje w polityce – pokiwał stożkowatą głową. – Niemniej jednak nasze cele się pokrywają, Matko Karevis! – uradował się Ferkot, zmieniając temat. – Astralna anomalia dotarła również do astrolabium w Batismanur, dając się również we znaki tym z darem aury. Rozległa fala z rozrzedzonego żalu i strachu przemknęła przez magiczne pole wiedziona słowem…
– Angarax – przerwała mu Milena.
– Czyli wszyscy usłyszeli to samo? – bardziej spytał, niż stwierdził.
– Ja osobiście, nie, ale nasza mistyczka, owszem. I oto jesteśmy.
– Śmiem sądzić, że gdzieś tutaj jest źródło mocy, stare jak sama przeprawa. – Lemach wskazał na obszar z kręgiem wzbudzeń, w którym inwokowała Lejla. Magiczny piaskowy relief ukryty głęboko pod ziemią nie zdradzał w pełni swojej obecności. – Arq szukał w tym miejscu, a ja przy rzece: nic z tego, niestety… Jakby coś nam umykało.
– Ha! – Selekta parsknęła. – Przecież…
Oczy Matki ogarnęła szarość. Zdzieliła Safonkę łokciem bez ostrzeżenia.
– Za co!?
– Ręka mi opadła: stare stawy – warknęła Sebil ustami Mileny.
– Zadziwiający sposób komunikacji, muszę przyznać – skomentował Alangras, zakładając górne ręce za siebie. – Czy to przypadkiem nie są bliźniacze perły pustyni?
– Tak – odrzekła szybko Matka, z trudem tłamsząc jaźń mistyczki rozpychającą się w głębi umysłu.
– No cóż, na nas już pora, Arq. Dziś już nic nie wskóramy. Chodź, chłopcze.
Jedno oko Matki zaczęło się obracać niezależnie, wodząc spojrzeniem za umięśnionym kształtnym i owłosionym zadkiem Bruka.
– Przestań, Sebil – syknęła Milena, zasłaniając szarą gałkę dłonią.
Alangras odwrócił się, by pomachać, więc wraz z Selektą wysiliły się na to samo. Safonka wyszczerzyła przy tym zęby w tak nienaturalny uśmiech, że przypominał atak potężnego skurczu twarzy.
– Siedzę za ciebie w więzieniu, a ty nawet oka tyłeczkiem nie dasz nacieszyć – przesłała Sebil.
– Przypominam ci, że to moje ciało i moja godność! – odpowiedziała na głos Matka. Nerwy sprawiały, iż górę wziął odruch, a ten słusznie założył, iż mówi się ustami.
– Uuuu… Kogoś tu pod ogonem swędzi, ha! – szydziła Selekta. – Auu...! – Mistyczka zdzieliła Safonkę ręką Mileny.
– Przestańcie, natychmiast! Zapomniałyście już, po co tu jesteśmy! – Karevis zrugała obie i obejrzała się za Belantrejczykami, którzy dosiedli wierzchowców i zniknęli za resztkami Palisady. – Zacznijmy, zanim noc nas zastanie. Co mamy robić, Sebil?
– Wejdź do kręgu i daj mi pełną kontrolę. Selekta też musi być w środku.
Matka przekazała instrukcje i zakonnice ustawiły się we wskazanym miejscu. Brukijka wzbudziła zaklęty krąg, łamiąc symetrię między domenami. Glif o średnicy dwudziestu łokci wynurzył się spod warstwy gleby i zaschłego mułu. Sekwencja run wyrytych w kamieniu utrzymywała magię w stabilnej pętli z istnienia i anihilacji.
– Teraz słuchajcie mnie uważnie. Muszę zakotwiczyć zaklęcie na aurze czarodziejki – wypowiedziała za pośrednictwem Matki.
– Po ludzku, Sebil! – warknęła Trybada.
– Zewrzyj jadaczkę i skup swoje myśli na Lejli! Mileno przywołaj wspomnienia z tamtej chwili, gdy czarodziejka zwolniła zaklęcie. – Matka westchnęła ociężale. – Nie będzie to miłe, ale dobrze.
Ziemia zadrżała. Starożytny krąg wzbudzeń wypełnił się mocą płynącą potokami zbudzonej astry. Jaźnie kobiet zespoliły się. Mgliste wspomnienia i emocje związane z tamtym tragicznym dniem formowały się chaotycznie i penetrowały sprzężone umysły. Niektórych momentów Karevis nawet świadomie nie pamiętała. Szczegóły zatarte i przygniecione codziennymi troskami teraz wydawały się ostre i wyraźne.
– To działa – oznajmiła Sebil.
Selekta zacisnęła pięści. Bruka wyczuła strumień cierpienia i wyparcia, który spłynął do magicznego wiru.
– Wkrótce skończymy, wytrzymasz; pomyśl, że to nie stało się naprawdę – pokrzepiła ją mistyczka.
Siedząc w celi, rozprószyła nieco piasku z oblekającej ją iluzji i zakreśliła runę na wilgotnej podłodze. Projekcja nad rzeką zwarła się w spójną całość i spowolniła chaotyczne migawki wspomnień. Matka przywołała obraz z chwili tuż przed zburzeniem mostu. Arkanistkę oblepiała błękitna poświata, która przybierała na jasności.
– Teraz, spójrzcie!
Lejla upadła na kolana. Rozległ się głośny ryk lwa. Szafirowa łuna wybuchła rażącym blaskiem. Słup światła wystrzelił w powietrze, porywając za sobą głazy wielkości powozu. Niskie chmury rozciął sierp z jasności i skręcił na zachód. Lewitujące fragmenty przęseł runęły na chwiejący się most i oszołomionych wojowników Ugwuru.
– Teleportowała się – oznajmiła mistyczka.
– Gdzie?! – krzyknęła Selekta, choć nie musiała: magia i tak niosła myśli z taką siłą, że penetrowały nawet barierę z ciała i kości.
– Nie wiem, ale się dowiem; skup się, myśl o niej intensywnie.
Selekta wywlekała wszystkie wspomnienia związane z Lejlą. Mgławe obrazy w szalejącej astrze wycinały się w coś na kształt okrętu.
– Skup się, powiedziałam!
– Jak się jeszcze bardziej skupię, to się zesram! Robię, co mogę! – wrzasnęła poirytowana Trybada, a obraz ponownie się przerzedził i zgubił wyrazisty kontur łodzi.
– Myślałam, że nie będę do tego zmuszona... Mileno. – Matka opuściła głowę i wyciągnęła spod habitu pakunek przewiązany sznurkiem.
– Co to? – spytała Trybada, mrużąc podejrzliwie brew.
– Nefryt, który z ciebie wyciągnęłam – odpowiedziała Sebil
– O nie… Nie zrobisz mi tego! Nie pokażesz mi! Nie!
– Inaczej się nie da. – Milena pochwyciła Selektę i po krótkiej szamotaninie przytknęła fioletowy kamień do czoła Safonki. Cały ból, jaki Selekta odczuwała po stracie Lejli, uderzył niczym młot odlany z rozpaczy.
– Działa – orzekła mistyczka.
Obraz w magicznym wirze zespolił się w wyraźną wizję. Ogromna świetlista brama spajająca dwie góry. U jej podnóża domostwa; ciągnęły się przez kilkadziesiąt przecznic.
– Starczy! Już wystarczy! Proszę… – błagała Safonka. Czuła, jakby żywcem zdzierano z niej skórę. Matka ze łzami w oczach odsunęła nefryt. Wojowniczka upadla na kolana.
– Girzel. Jest w Girzel… – oznajmiła Sebil, roniąc przez nikogo niewidziane łzy wprost na usypany w celi kształt. Brama do doliny Artem: to przedstawiał.
Przy moście zaczął padać deszcz. Safonka klęczała, oddychając szybko i nierówno.
– Już po wszystkim – powiedziała Matka.
– Wiedziałaś, że ona mi to zrobi, prawda?
– Tak, ale ty nie mogłaś, bo byś…
– Nic nie mów… Idź osiodłać konie – nakazała spokojnym, stanowczym tonem Trybada.
Milena nie dyskutowała. Odeszła, w towarzystwie potwornych wrzasków przepełnionych żalem, krzywdą i tęsknotą. Krąg zapadł się pod ziemię, a wir astry wygasł i pełgał na granicy pęknięcia symetrii.
– I co o tym sądzisz mistrzu? – spytał Bruk, spoglądając przez gogle
– Myślę, Arq, że te damy doskonale wiedzą, co tu zaszło.
– He – prychnął Bruk z podłym uśmieszkiem na pysku.
Obaj magowie skryli się za palisadą i obserwowali wszystko z oddali, przez dziwne podwójne wizjery Lemacha.
– Czy mam iść spytać ponownie, mistrzu?
– Nie potrzeba nam tu kolejnej jatki, Arq. Widziałeś ten miecz. One z pewnością trzymają jeszcze niejednego asa w rękawie.
– Czyli mamy tak po prostu dać im odejść?
– Tak, Arq, ale my pójdziemy za nimi. Chciałbym poznać tę ichniejszą mistyczkę. Może to o niej mówił Mas-tanas Gladin.
– Może – mruknął Bruk. – Pójdę poszukać Merfa. Pewnie znowu poluje na szczury.
Komentarze (6)
W akademii magicznej w Taledark. Na wykładach uczy się magów, że są pewne receptury, zaklęcia, mantry... Które wywołują takie czy inne zachowania magii, ale nie wnika się dlaczego jest tak jak jest - po prostu jest.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania